A ja dosadniej kwestię rozwinę, bo nie o same aukcje tu chodzi.
Jestem przeciwko jakiemukolwiek komunizowaniu.
Komunizm był i (niektórzy może o tym nie pamiętają) się przez 40 lat nie sprawdził - no może poza Kubą, ale jak Kuba Bogu - tak Bóg Kubie. Jeśli ktoś na siłę chce stwarzać jednomyślność w kwestiach zakupów z Aledrogo środowisku mikoli, to wyspa jak wulkan gorąca powinna stać się jego miejscem zsyłki. Takie "umawianie się" co komu wolno kupić i za ile zakrawa to na komunistyczną zasadę negowania własności prywatnej. Niby wszystko jest wspólne - czyli tak naprawdę niczyje.
O czym mówię - o łamaniu na siłę praw życia, czyli zasady, że ten lepiej zorganizowany przetrwa.
Jak może być argumentem w nie podbijaniu ceny w licytacji, że coś jest komuś potrzebne, ale ten ktoś nie ma na to pieniędzy? Świadczy to o braku kompetencji osoby (osób), które nie potrafią nazbierać grosza. A o takich wypowiedział się mój ulubiony dront dodo z Epoki Lodowcowej:
Jak nie umiesz zadbać o swoją przyszłość - zginiesz marnie!
Co to za ingerencja w naturalną równowagę popyt-podaż? To coś w podobie stalinowskiego planu przeobrażania przyrody, gdzie rzeki miały płynąć w kierunku naznaczonym przez wodza. Nic z tego nie wyszło, bo życie (przyroda) i tak wszystko zweryfikowało.
Współpraca między kupującymi a sprzedającym może być tylko jedna: wzajemne poszanowanie praw. I tyle. Zaś wygrać ma ten, który jest najbardziej zorganizowany, czyli mający pieniądz. Bo inaczej gwałci się prawa wolnego rynku a to zawsze czkawką się odbije.
Kwestię naszej cechy narodowej - zawiści - pomijam, bo już o niej nie raz było pisane.