Dobra, posraliśmy się ze śmiechu, posikaliśmy - metan dobry z tego będzie - nawet chcieliśmy przeprowadzić reakcję jądrową, ale nikt jąder swych nie chciał dać, stąd wróćmy do rzeczy, czyli poniższego pytania:
A mnie zastanawia czym tak bardzo różnią się brytyjskie parowozy od naszych, że nasze mogą jeździć na polskim i rosyjskim węglu a ich nie.
Na wstępie zapytam: co należy zrobić jak parowóz po zarzuceniu paliwa mocno kopci? Wystarczy uchylić drzwiczki i wpływające przez nie do paleniska powietrze dopali dym. Tak samo robimy w centralnym, aby nie zasmrodzić okolicy jak się nam smolisty węgiel trafi – otwieramy tzw. górne powietrze.
Angielskie parowozy, podobnie jak sami Anglicy, są jedyne w swoim rodzaju, jeśli takim eufemizmem pozwolicie określić dziwność.
W ich lokomotywach (no, pomijając już maszyny z końca produkcji) paleniska są często wąskie i głębokie. Także ich obsługa jest nieco... dziwna. W polskim piecu palimy cienką warstwą zasadniczo przy zamkniętych drzwiczkach, tam - walimy węgla na grubo, dokładamy małymi porcjami, ale rzucając niemalże ile wlezie, a jeździ się z otwartym paleniskiem.
I wracamy do kwestii dymienia: możemy węglem palić, tak że powietrze przechodzi przez cienką warstwę płonącego paliwa i mieszając się z wydzielonymi gazami następuje spalanie, albo zagazować węgiel w grubej warstwie i dać powietrze od góry aby dymy się spaliły. W Polsce w lokomotywach stosujemy pierwszy sposób, a na Wyspach drugi.
Ten drugi sposób ma pewną praktyczną cechę – pozwala na uzyskanie dużo większej energii z powierzchni rusztu. O co chodzi? Ruszt zamyka od dołu przestrzeń skrzyni ogniowej i na nim leży węgiel. Jest oczywistą oczywistością, że im większa jest ta kratownica, tym więcej na godzinę można towaru spalić jeśli jaramy go „po polsku” czyli cienką warstwą. Ilość spalonego węgla na 1m2 nazywa się natężeniem rusztu i stanowi bezpośrednio o tym ile pary wyprodukujemy.
Ale co zrobić jak mocy potrzeba, lecz nie ma miejsca na wielki ruszt, a tak miały angielskie kotły których stojaki musiały być wąskie ze względu na styl konstrukcji tych lokomotyw? Należy zastosować właśnie spalanie górne – wtedy ruszt tylko podtrzymuje grubą warstwę węgla i umożliwia dopływ niewielkiej części powietrza niezbędnej do procesu zagazowania, a płomienie powstają w wyniku mieszania się tych gazów z powietrzem dopływającym drzwiczkami. Ale do tego potrzebny jest jeszcze jeden atrybut.
Wiecie co to jest sklepienie paleniskowe? To taka wykonana z cegieł ogniotrwałych łukowa, pozioma przegroda znajdująca się w skrzyni ogniowej nad rusztem powodująca że płomienie nie mogą bezpośrednio być zaciągnięte do rur ogniowych, ale muszą przepłynąć tam i z powrotem przez palenisko co powoduje że się dobrze gazy dopalą, bo mają na to więcej czasu. U nas sklepienie w piecu jest jedno – paleniskowe – tak jak pisałem wznoszące się od przodu pieca (ściany sitowej) ku tyłowi (ścianie drzwiczkowej), u nich – w Anglii – jest jeszcze jedno sklepienie z cegły szamotowej przeciwne do tego poprzedniego: tzw. drzwiczkowe, znajdujące się nad otworem przez który wrzuca się węgiel do paleniska. Ma ono za zadanie skierować prąd powietrza pod to duże sklepienie aby się gazy wymieszały i dopaliły. Dokładnie pokazane jest to na tym
FILMIE INSTRUKTAŻOWYM.
Teraz wróćmy do węgla i odpowiedzi na pytanie dlaczego rzekomo nie smakuje polskie czarne złoto brytyjskim maszynom. Węgiel węglowi nie równy – dzieli się w zależności od właściwości na tzw. typy. Do celów opalania parowozów nadają się typ 31 – płomienny i typ 32 - gazowo-płomienny. Mamy jeszcze węgle typ 33 – gazowy i typ 34 i 35 - węgle koksujące, ale nimi nie da się palić, znaczy może i da się, ale to będzie
level hard niczym palenie oponami.
Węgiel płomienny spala się świetnie i dzieje się to w płonącej warstwie. Nie kopci, nie smrodzi i jest wyśmienity do domowych palenisk. Zaś ten gazowo-płomienny wytwarza dużo gazów, które w domowym piecu łatwo zamieniają się w kopeć, ale są bezwzględnie potrzebne właśnie do palenia w parowozie w wersji angielskiej. Więc jeśli gdzieś zamówiono paliwo kierując się wyłącznie kalorycznością i zawartością popiołu, to możliwe że trafiło się nie do końca takie, jakie powinno trafić.
No to tyle na dzisiejszy mroźny dzień – idę zagazować trochę węgla w piecach na stacji, a przy okazji dać Piasecznu trochę aromatu lat minionych, gdy nikt jeszcze nie słyszał o ekologii, zaś Lokomotywownia I kl. KD Piaseczno smrodziła na całą okolicę kilkunastoma kominami parowozowymi.
Pozdrawiam wytrwałych!