Ryflak jeśli już masz ją w garści, to napisz nam jaka to książka, w jaki sposób napisana (czy to powieść, czy co innego) itd. TIA
Książkę można kupić w
Muzeum Techniki (
Pałac Kultury i Nauki w Warszawie)
- O, to się kiedyś nam na łuku wywrócił motorowóz. Jechał tam od Dąbrowic. Na zakręcie jak przycisnął, to na liczniku 30 km/h...! A ograniczenie wynosiło 5 albo 6 km/h! Wywrócił się, ale jak! No i dwie kobiety zginęły. Obie w ciąży. Było trochę rannych, a te kobiety zginęły przygniecione. Teraz ten łuk trochę wyprostowali.
Raz parowozem jechaliśmy do Ozorkowa. Za Łęczycą, po prawej stronie jest przejazd. Waldek patrzy – „Star” sunie. Kierowca samochodu ciężarowego widzi nas, ale nic. Jedzie, jakby miał pierwszeństwo. Zacząłem krzyczeć. Waldek dopalił – dodaliśmy kity...! Bo jak nie, jakby walnął w kocioł... Uciekliśmy, ale nie do końca. Walnął w pierwszy wagon za parowozem. Wagon do góry nogami stanął. Nikt nie zginą. A ludzie – żebra połamane... Hamulce mu się zablokowały.
Już dwukrotnie - od czasu listu - nie spędzali wieczoru razem. Kasia wymawiała się bólem głowy, żmęczeniem. On tłumaczył dziewczynę swoim niezdecydowaniem.
Bał się tych dąbrowickich, złowrogich nocy. Tym bardziej, że poprzedzały je samotne kolacje.(...) Podszedł do stołu. Pod stopami zachrobotało szkło. Poczuł ostry ból. W świetle latarni dostrzegł na talerzu niedojedzoną, starą kaszankę... Śmierdziała. (...) W mroku zajaśniała niewielka szafka. Kiedy wysunął jedną z szuflad, poczuł na plecach czyjąś rękę. Nie zdążył się odwrócić. - Mocne uderzenie w tył głowy pozbawiło go przytomności. Osunął się na podłogę. Zastygł. - Znowu
Łajka jechała z Ostrów. To ojciec mi opowiadał, ja jeszcze gówniarzem byłem.
1969 rok... To przejazd był niestrzeżony. Jak Volvem przywalił, to cały wagon wystawiło z szyn. Samochód wyglądał jak harmonijka. Zginęło 15 osób.
- A co to jest
Łajka ? - uderzam pytaniem podstawowym.
- Łajka to zwyczajny, osobowy wagon z Chrzanowa
(MBxd1, np. – 168). W Krośniewicach był on przerabiany na motorowy, czyli spalinowy. Jeździł najpierw na benzynę, potem na ropę. Silnik miał z przodu. Bo to mniej więcej w tym czasie na księżycu znalazła się radziecka suka, Łajka. I stąd nazwa wagonu. No miał niewielką siłę. Mógł jeździć tylko indywidualnie. Wyprodukowano ich około dwunastu.
- A ten wagon obecnie użytkowany, z silnikiem pośrodku ?
- Tak zwany
wagon milicki (MBxd1, np. –204) produkowany w Miliczu, miał budowę taką jak
Łajka. Tylko silnik wmontowany był w centrum pojazdu.
Ocknął się około 5.00. Ostry ból głowy nie pozwalał mu na zebranie myśli. Leżał oparty o framugę drzwi do swojego pokoju. Nie mógł wstać. Nastawała niedziela. Do Wielkiej Wsi powinien wyjechać o jedenastej.
Jego pokój pełen był szkła. Sycząc z bólu dotarł do studni. Zawartością blaszanego wiadra napełnił miednicę (...). - Lokomotywy ?
- Pod koniec lat 60. wyprodukowano dla PKP serię lokomotyw spalinowych. To była bukaresztańska firma „23 August” (Rumunia). Posiadały cztery osie napędne, silnik wysokoprężny i przekładnię hydrauliczną. Oznaczano je symbolem:
Lxd2. Zastąpiły parowozy, przede wszystkim wysłużony
Px48. Były dwukrotnie silniejsze od lokomotyw parowych. Moc ich wynosiła 450 KM.
- No i jeżdżą tam teraz jeszcze inne wagony motorowe. Nowe, także z Rumuni.
- A to już później. Najpierw, w 1983 roku, podpisano z firmą „23 August” kontrakt.
W latach 1985-1987 sprowadzono do Polski 30
wagonów motorowych (MBxd2). Równocześnie przybyły do nas wagony osobowe. Ich budowa była niemal identyczna. W Rumunii zmontowano ich dla nas około 100. Rumuńskie maszyny posiadały dwie wersje. Dostosowano je do szyn o różnym rozstawie: 750 i 1000 mm.
- A zimy? Śnieżyce, mróz, co nie...?
- Różnie bywało. Od Ozorkowa się przebijali, to 30 km przeszli, a przed Krośniewicami utknęli. Dwie lokomotywy czasem zatrzymywało .
- No a święta ?
- 1 maj to pochody. Wszyscy musieliśmy się stawić w Krośniewicach. Teraz jest cisza.
Wigilia to dawniej była w swoim gronie – opłatek, jajko. Teraz podobno każdy z nas na swoim dziale. Symbolicznie – po dwie butelki... No, były też osłony socjalne. Organizowano kolonie dla dzieci we Włoszech. To jeszcze dwa lata temu. Uposażenie nie było złe.
Nikomu nic nie powiedział. Tylko Kasi, która w poniedziałek pojawiła się na pomoście kierowanego przez nią jak zwykle pociągu. Przeraziła się. Andrzej był blady, opuchnięty – z chorobliwie zaczerwienionymi oczyma. Poprosił ją tylko, aby została na kolację.
Przy jajecznicy opowiedział o całym zajściu. Katarzyna (z całym charakterystycznym dla siebie realizmem) była przekonana, że powinien powiadomić posterunek MO. Nie chciał. Bał się tej całej sprawy. Przypuszczał, że za całą tą bijatyką krył się ktoś z okolicy. Drżał, że Goście mogą pojawić się ponownie. Kasia postanowiła nie wracać na noc do Krośniewic. Długo szukali klucza. Nie znaleźli – gdzieś się zawieruszył. Wspólnie więc zesunęli ciężki kredens zastawiając wejście. Przesiedzieli w milczeniu do rana. Nic się jednak nie zdarzyło. Dwa towarowe składy przebiegły w pośpiechu około 1.50. Budynek otaczała wielka cisza.(...) - Oczywiście. Wiem, że stan techniczny kolei krośniewickiej nie jest zły. Natomiast stan prawny trudny do określenia. Restrukturyzacja prowadzona jest tak, że nie będzie „wąskich” kolejarzy.
Od września już nie będzie. Same straty. Brak polityki finansowej Państwa. Nie widać nic, żeby się działo. O czym tutaj dalej mówić.
- A wycieczki?
- Zarządowi udało się ściągnąć ze Środy Wlkp. Parowóz. Nieźle się ma. Linia zaczyna być popularna. Po Gnieźnie to właśnie Krośniewice prowadzą w liczbie organizowanych wycieczek. Także dzięki temu, że uruchomiono na nowo linię na Ozorków. Oprócz władzy wszyscy się cieszą. - Jeszcze dwie herbaty z rumem, poproszę...!
- Nie ma. Robię samą.
W jedną z sierpniowych nocy dziewczyna delikatnie przytknęła palce do jego ust.
- Co się stanie ze mną? – wyrwało jej się tak nieoczekiwanie, głęboko i jednocześnie tak spontanicznie, że aż jakoś rzecz nie wytrzymała, westchnęła. Niebieski kubek gwałtownie zakrył buzię. Odwrócił się wreszcie. Nasłuchiwał.
Głowa Andrzeja spoczywała jak zwykle na jej udach. Drgnął. Przesunął wierzchem dłoni po jej nagich kolanach. Gładka skóra była jasna i ciepła. Nieznaczny meszek – uległy. W mroku przyjaźnie jaśniało odkryte ramię dziewczyny. Zbliżył do niego policzek. Pocałował. Opadł w otwartość rąk. Patrzył. Przewiewna koszulka podniosła się na jej piersiach – i opadła. Dziewczyna uśmiechnęła się:
- Nie opuszczaj mnie. Zostań! – powiedziała. Przywarł do niej. Wtulił się. Gdzieś w jego wnętrzu rodził się nowy, nieznany mu dotąd stan. – Tkliwość.[/list]