Historia silnika doładowanego w Piasecznie jest bardzo prosta. Pewnego dnia dostaję telefon z informacją, że odbędzie się nadzwyczajna debata motowozowa mająca na celu go uzdrowić i jestem na nią zaproszony. Jak wiadomo od debat jeszcze nigdy nic nie zaczęło jeździć. Ale może będę świadkiem cudu nad Jeziorką. Udałem się na stację i słyszę... My zarząd uchwalimy uchwałę do uchwały aby uchwałą i decyzją uchwały pozyskać części zamienne do motowozu uchwalone następną uchwałą. No takie gadanie to nie dla mnie... Posłuchałem tych pomysłów uchwałowych i zapytałem się... A więc towarzysze może by tak załatwić silnik zapasowy? Bo od czegoś trzeba zacząć! No i znowu zaczął się temat uchwał... Mając informację, że kasa jest bardziej pełna niż pusta następnego dnia pojechałem na Włościańską do Miejskich Zakładów Autobusowych w Warszawie. Tam po szybkiej rozmowie dostałem informację, że jest ostatni silnik do wzięcia za 1000zł. Więcej nie ma i nie będzie bo Ikarusy to już historia. Szybkie załatwienie formalności i w ten sposób następnego dnia silnik trafił do Piaseczna. Oczywiście następnie posypała się na mnie fala krytyki, że bez uchwały ludzi od uchwał zakupiłem silnik bez uchwały. Afera jak z Piaseczna do Mekki. Ale dzięki temu silnik jest. Zawsze wolałem działać niż pisać uchwały. Inną bajką jest smutny widok ruiny zakładów na Włościańskiej. Pamiętam za czasów Ikarusowych jak tam tętniło życie. Warsztaty, mechanicy, pełno autobusów i roboty. A w dniu zakupu wyjeżdżaliśmy z silnikiem na widlaku w pełnej ciszy po całkowicie pustej hali. Smutne to. Ale ostatni silnik od Ikarusa z Warszawy jest w Piasecznie. Niech będzie przypominał, że bez uchwał też można cokolwiek zdziałać