Kucyk
|
 |
« Odpowiedz #108 : 16 Styczeń 2019, 20:57:48 » |
+4
|
Zmiany na rynku napraw parowozów, choć można też wypowiedź rozciągnąć na prawie cały tabor wąskotorowy, spowodowały iż jest, jak jest.
Wobec zaprzestania ponad dekadę temu realizacji zamówień publicznych przez jedyną w Polsce firmę posiadającą wystarczający potencjał (dokumentację, personel, doświadczenie, oprzyrządowanie i infrastrukturę) do przeprowadzania solidnych napraw rewizyjnych parowozów, mamy teraz rozkwit różnych kombinacji mających, w mniemaniu zamawiającego, uczynić "cud nad kotłem". Oczywiście pamiętać należy że pieniądze publiczne są ze swej natury niczyje, zatem wydaje się je lekką ręką, i tu otwiera się pole dla różnych takich firemek co zrobić niewiele mogą, ale pieniądz przytulą. I to dość bezstresowo.
Jakiś samorząd ma do naprawy lokomotywę. Radni uchwalili na ten cel dużo kasy. Odbywa się przetarg w którym nikt nie startuje, bądź oferta przekracza budżet. Potem drugi i trzeci, również nie przynoszący skutku naprawczego.
Nagle zjawia się oferent który, już w drodze zamówienia z wolnej ręki (a czas nagli bo pieniądze do końca roku trzeba wydać), który chce naprawę wykonać.
Na szybciora podpisywana jest umowa w takiej dziwnie-korzystnej dla wykonawcy treści (bo inaczej nie podpisze) która nie zakłada ostrych terminów, wymagań, kar... mało tego zapewnia zaliczki. Dlaczego tak łatwo jest podpisywana? Bo jakby tych pieniędzy nie wydać, to ktoś może zarzucić burmistrzowi że się wystarczająco nie przykładał! Tak, strach przed krytyką jest tu głównym czynnikiem sprzyjającym bylejakości.
Potem to już z górki. Lokomotywa wyjeżdża, za nią zaliczka, trochę sprzęt zostaje rozgrzebany, wykonawca kręci głową że jest bardziej zużyty niż zamówienie zakładało, zatem druga, większa zaliczka, potem znów dalsza rozbiórka przez Saszę i Igora. Czas płynie, ktoś tam na górze się zaczyna interesować czemu nie ma cufci, a naprawiacz mówi że jak jeszcze ileś-tam-dziesiątków-tysięcy samorząd nie dołoży, to niech se sam zabiera w skrzynkach ten lok. Oczywiście zaliczki przekraczające solidnie wartość wykonanych prac nie zostaną zwrócone. Samorząd dopłaca oczywiście.
Na koniec z takim dobrym, rocznym poślizgiem lokomotywa wreszcie wraca na macierzystą kolej, i choć poziom naprawy można określić jako średnia ftalowa, ktoś z samorządu tę robotę odbiera (bo przecież nie kolejarze płacili, zatem ich zdanie się nie liczy), bo jak odbierze to drażliwa sprawa wydatków się zamknie, i wszystko się dalej w ten deseń kręci. Ktoś chce płacić, ktoś oszuka, a parowóz klekocze ze złości.
Panowie, już dawno mówiłem: nadeszła era "self service" - jak chcecie mieć dobrze naprawiony sprzęt, to będziecie musieli zrobić to sami. Inaczej jakieś patałachy kupę kasy zgarną, a lokomotywa wróci do Was w stanie gorszym niż przed wyjazdem na "naprawę", no może pomalowana jako-tako. Ręczę za to.
|