Na zdjęciu z powyższego posta można zauważyć między kiełkującą trawą charakterystyczną czarną barwę wierzchniej warstwy gleby. Wiąże się to z pewnym cyklicznym zjawiskiem, które występuje na Przeładunku do dziś, choć dawno zamarł ruch i nie usłyszymy już pomruku lokomotyw zestawiających składy.
Ziemia grójecka, do której docierała kolej, była (i jest) regionem stricte rolniczym. Tam gdzie się chce zbierać obfite plony, tam trzeba zasilać Matkę Ziemię w azot, fosfor i potas. I to właśnie nawozy sztuczne stanowiły, oprócz węgla, podstawę przewozów towarowych.
Na Przeładunku, jak sama nazwa wskazuje, przeładowywano te towary, co przy dość powszechnie panującym na GrKD niedbalstwie, powodowało permanentne usypywanie się nawozów na tereny stacyjne. Póki ruch był duży i codziennie miliony kroków manewrowych, rewidentów i robotników przeładunkowych nadążały wydeptywać każdy kiełek i jeszcze kolej zatrudniała specjalnych krasnali do pielunki, na torach nic nie rosło i ziemia nasycała się NPK. Zaś gdy ruch w latach 90 zmalał i nie było komu gryźć trawy, przyroda korzystała z tego podziemnego magazynu jak mogła - stacja Piaseczno Przeładunkowa była od wiosny do jesieni wielkim oceanem soczysto-zielonej trawy. Nigdzie nie widziałem tak zmutowanych, gigantycznych i w oczach rosnących roślin. Jako dziecko pamiętam, że miałem duże problemy z dotarciem latem przez te rozgrzane słońcem, pachnące polnymi kwiatami i wypełnione rojem owadów zarośla aby wejść do wraku wagonu motorowego odstawionego w końcu stacji.
Te trawy, tam gdzie transportery śmigały, były wycięte dokładnie po skrajni taboru. Ale i tak były gęste. Jesienią usychały i cały Przeładunek zmieniał swój kolor na beżowy z rzadka tylko poprzecinany czarnymi, lśniącymi prążkami szyn.
Nadchodzącą wiosnę i budzącą się przyrodę, jak co roku, oznajmiał zaś wielki pożar traw na Przeładunku. Nie ma do tej pory z resztą prawdziwej wiosny bez płonących trzech hektarów na kolejowej działce. Dodatkowo położenie całej stacji w dołku od wschodu między burtą nasypu do rampy transporterowej, zaś naturalnym podwyższeniem terenu od zachodu pozwala na skumulowanie ciepła wiosennych promieni słońca, które wspaniale suszą łatwopalne wiechcie. Potem wystarcza jeden pecik i... kilka zastępów straży ma zajęcie, ale i tak nie udaje się opanować hajcu. Po trzech godzinach walki i dogaszeniu tlących się śmieci stacja Piaseczno Przeładunkowa jest posprzątana ze zbędnej roślinności. Kolor zmienia na czarny. Widać dokładnie każdy tor, każdy rozjazd. Ale już kilka dni później przyroda sunie zielonymi kiełkami w stronę słońca ciągnąć z ziemi nawozy pachnące jeszcze dymem parowozów.
Tak, to na Przeładunku się nie zmieniło od lat...