Przeczytałem komentarze w kilku wątkach i postanowiłem, że napiszę właśnie tutaj
Grójecko-Piaseczyńska Wąskotorówka jest mi bliska przede wszystkim dlatego, że nieopodal Mogielnicy mieszka moja babcia. Przed laty jeżdżąc z mamą z Warszawy do babci, wysiadaliśmy z autobusu na przystanku Kozietuły-POM (obecnie: Kozietuły II), szliśmy wówczas żwirową obrośniętą po obu stronach żytem drogą, którą po kilkunastu metrach przecinały..... tory. Pomiędzy torami leżał kawał drewna. To było niesamowite: moja mama nie mogła mnie z tego przejazdu zabrać! Siadałem na szynach, chodziłem po nich, brałem w ręce kawałki tłucznia i rzucałem nimi przed siebie, ale zawsze między tory. Patrzyłem raz w lewo, raz w prawo, czy nie nadjeżdża pociąg, a moja mama krzyczała, żebym stamtąd zszedł, ponieważ musimy iść do babci (do przejścia mieliśmy ponad 3 km).
Pisząc to widzę to wszystko oczami kilkuletniego chłopca, który już wtedy marzył o tym, aby kiedyś przyjechać do Kozietuł pociągiem.....
Będąc u babci, zwłaszcza gdy wstałem wcześnie rano, słyszałem jadący przez Kozietuły pociąg i trąbiącą lokomotywę. To było takie fajne....
Wybaczcie, że napisałem trochę nie na temat, ale przypomniały mi się tamte czasy z przełomu lat 80-tych i 90-tych, ponieważ właśnie do tego przejazdu kolejowego w Kozietułach chcę nawiązać.
Gdy jeździliśmy z mamą do babci, to w POM-ie wysiadaliśmy tylko do wakacji 1991 roku: później sadownicy zaczęli masowo grodzić swoje pola i od 1992 roku wysiadaliśmy z autobusu przystanek wcześniej.
Przez wiele lat nie przechodziłem przez przejazd w Kozietułach, ale cały czas myślałem o nim. W połowie sierpnia 2002 roku po długich namowach moja mama zgodziła się na to, że pojedziemy od babci do Kozietuł rowerami.
Mój plan był taki: przejść torami z Kozietuł do Wodzicznej. Tak też zrobiliśmy. Po przyjechaniu do przejazdu kolejowego w POM-ie, po 10 latach nieobecności, wróciłem wspomnieniami do tamtych zabaw zabaw na torach.
Zaczęliśmy iść pomiędzy torami w stronę Wodziczny. Tory były nie zarośnięte. W pewnym momencie, w połowie drogi pomiędzy POM-em a mostkiem na łuku torów, zauważyłem ślady na szynach po jadącym pociągu. Ucieszyłem się, gdy to zobaczyłem. Pomyślałem: pociągi jeszcze tu czasem jeżdżą. Doszliśmy do Wodziczny. Byłem z tego nie krótkiego spaceru po podkładach kolejowych bardzo zadowolony! Niestety, nie było okazji, aby ten spacer powtórzyć.
Dopiero teraz, na tym forum, po 11 latach, z postu Jacka dowiedziałem się, że w 2002 roku jechał tamtędy pociąg
Teraz, po przeczytaniu różnych postów w różnych wątkach, mam takie pytanie: czy w związku z wysokimi kosztami przywrócenia do eksploatacji szlaku pomiędzy Grójcem a Nowym Miastem i koniecznością bieżącego, równie kosztownego, utrzymania szlaku z Piaseczna do Tarczyna (ewentualnie do Grójca) była rozpatrywana możliwość rozebrania szlaku z Grójca do Nowego Miasta nad Pilicą?
Może wydać się am absurdalne to, co napisałem, ale czasem trzeba coś zdemontować, aby coś zmontować. Szyny i podkłady, zamiast być rozkradane i niszczeć, byłyby używane na potrzeby aktualnie eksploatowanego odcinka. Jeżeli za X lat znajdą się pieniądze na odbudowę szlaku do Nowego Miasta nad Pilicą, to również będą pieniądze na nowe podkłady i szyny: może kiedyś będzie możliwość zdobycia na to środków finansowych z UE.
Co Wy na to?
Pozdrawiam
Łukasz