Temat smarowania łuków i rozjazdów na wąskich torach jest wyjątkowo zaniedbany. Patrząc na odwiedzane kolejki mogę śmiało stwierdzić, że jedyne szlaki na których widziałem posmarowane szyny to te, gdzie są eksploatowane parowozy, bądź lokomotywy Lyd1 - maszyny mające wybitnie samosmarne właściwości a to przez wylewanie, rozchlapywanie czy rozpylanie ogromnych ilości oliwy z łożysk osiowych.
Ponadto widziałem jeszcze częściej przypadki stosowania eko-smarów powstałych przez mielenie bujnej roślinności porastającej śródtorze, ale to nie jest tematem naszego wątku.
Otóż praktyka wykazuje jednak, że warto postarać się o warstwę czegoś na wewnętrznym boku szyny co zapobiegało by zarówno darciu obrzeży jak i powodowało płynne "bujanie" zestawów na nierównościach które są standardem na wąskich. O tym że ścieranie na łukach obrzeży występuje wie już każdy - w razie wątpliwości można spojrzeć na wątek krośnicki, ale chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny szczegół.
Jeśli naniesiemy warstwę smaru, najlepiej takiego z grafitem, na bok główki szyny, to pewna ilość zostanie rozprowadzona kołami znacznie wyżej, na fragment wierzchu w którym obręcz styka się z szyną. Ale nie będzie to czysty smar, lecz jego mieszanka z tym, co na szynie zalega - kurz, pył z klocków i takie inne. Taki grafitowany sos nie ma tendencji do lepienia się do obręczy i "wędrowania" po torach, jak również nie zmniejsza jakoś szczególnie przyczepności zestawu, zwłaszcza że drugie, idące po wewnętrznym toku, związane na stałe osią koło toczy się po "suchej szynie". Oczywiście zawsze trochę trzeba brać poprawkę że przy "nagłym" mogą się pojawić "sanie" ale nie oszukujmy się - ile razy istnieje konieczność hamowania akurat na łuku czy w rozjeździe? No rzadko, bo zazwyczaj redukujemy prędkość przed łukiem czy zwrotnicą.
Teoretycznie "mechanizmem różnicowym" mającym zredukować różnicę między długością wewnętrznej i zewnętrznej szyny w łuku jest stożkowatość obręczy, gdzie zewnętrzne koło, wypychane siłą odśrodkową toczy się okręgiem o większej średnicy od wewnętrznego. W rzeczywistości najczęściej profil zestawów nie przypomina jednak stożka, a ogryzek - obręcz jest zużyta że szynę obejmować zaczyna już drugie, zewnętrzne obrzeże. W takich warunkach któreś koło będzie musiało iść w lekkim poślizgu. I właśnie ta warstwa grafitu z syfem umożliwia to. Wtedy też przy przejściu przez łuki słychać takie fajne, miłe dla uszu posykiwania czy wręcz nawet długie, o jednostajnym tonie "granie" zestawów przypominające samogłoskę u. Ponadto zestawy "płyną" gładko wybierając drogę jak najmniejszego poślizgu a nie "kantują" szarpiąc wobec dużego tarcia.
No, niektórzy widzę kręcą nosami że Kucyk jakiś kit wciska, bo każdy przecież zna charakterystyczne wąskotorowe łupania, strzelania, trzeszczenia, rzężenia, trzaski i wysokotonowe piski i zgrzyty jakie wydaje tabor pokonujący krzywizny. Ale to nie jest stan prawidłowy.
Na koniec, aby nie być gołosłownym, a zarazem stanąć w kontrze tym przedpiściom którzy niezdrowo podniecają się jakimiś smarownicami, myślą o twardych sztyftach i sterowanym elektronicznie strzykaniu (a fe!) grafitowym kiślem mówię: ja, Kucyk, jestem zwolennikiem stosowania na wąskich torach najprostszych rozwiązań których cechami mają być efektywność...
...i efektowność.
Dziękując za uwagę, kończę już gdyż czas sprawdzić czy smarowanie łuków dobrze idzie.