To wycinka krzaków w krzakach za sraczem. Widać tam jeszcze w głębi tnących ludzi.
Jeszcze raz:
- najwydajniejsze jest zwożenie bezpośrednio ściętego urobku drezyną i palenie w wale;
- najpewniejsze jest spalenie od razu wyciętej zdrewniałości - jeśli oczywiście jest taka możliwość;
Teraz odpowiedź na pytanie dlaczego:
gałęzie które były obok ogniska nie bardzo chciały sie palić niedociśnięte do żaru.
Bo taka ich natura. Nie spalą się same. Trzeba wytworzyć tzw. ostoję żarową i ją utrzymać. A robi się to tak:
Po zebraniu w miejscu ogniskowym odpowiednio dużej porcji startowej zielska podstawowym sposobem rozruchu stosu jest opona samochodowa. Zapala się w niej tłustą szmatę i szybko przykrywa jak największą ilością zarośli. Opona się jara i temperatura wzrasta, co suszy badyle które stopniowo się zapalają. Spokojnie, Greto Thunberg - mokre gałęzie ułożone gruba, półtora, dwumetrową warstwą nad kołem skutecznie "filtrują" czarny dym działając jak DPF taż że nie widać kopcia.
W pewnym momencie ilość energii w stosie jest tak duża, że zaczyna się on gwałtownie sam palić bez udziału gumy. I teraz trzeba podtrzymać burzę ogniową ciągle dokładając nowe rośliny, bo gdy tylko na chwilę przerwany zostanie hajc, wszystko tak gwałtownie jak się zapaliło – gaśnie i znów trzeba iść do wulkanizacji. Palenie takiego ognia wymaga nie tylko wprawy, wytrzymałości i odwagi, wszak żar jest potężny i kurtki ortalionowe potrafią się topić, ale również minimum trzech ludzi, którzy będą ciągle dorzucać bez robienia sobie „przerw na papierosa”, nie wspominając już o konieczności wcześniejszego zgromadzenia wystarczającej ilości paliwa. Ale jest błyskawiczne!
Kto palił tak krzaki, wie, że jest to ogromna mordęga. Jeszcze dochodzi konieczność dopalenia wystających z ogniska gałęzi, których ostoja ogniowa nie spaliła, co wymaga wyciągania splątanych, palących się kijów i przebywania w bezpośredniej strefie ognia i jest zwyczajnie niebezpieczne. Ale też tu jest rada: krzaki dokładamy wyłącznie z jednego kierunku, równolegle końcami w jedną stronę. Jakbyśmy formowali wielką miotłę. Tak że gdy wypali się dziura, to będzie można kikuty wyciągnąć i wrzucić w żar. Gdy się spalą drugą stronę napychamy na żar grabiami. Od razu zastrzegam - nie uda się tego uczynić, gdy skrzyżujemy gałęzie, bądź będziemy je chaotycznie na siebie rzucać. Wtedy wszystko się splącze.