8 stycznia woda gwałtownie wylewa w Radziwiu i w Popłacinie. Wojsko zaczyna ewakuację, wojewoda, prezydent Płocka i wójtowie apelują do ludzi: "opuszczajcie domy". Wielu zostaje. Trzeba później wypatrywać rozpalanych przez nich ognisk i zabierać ich z dachów helikopterami lub amfibiami. - Nie zawsze było to spokojne ratowanie ludzi. Pamiętam, że jedna z amfibii zawiesiła się na ukrytym pod wodą płocie - wspomina Adam Bartosiak.
Zaczyna się też ewakuacja materiałów ze składu w porcie w Radziwiu - 20 ton węgla, 600 ton bawełny. Tego dnia po południu woda podmywa nasyp kolejowy. Dochodzi do katastrofy kolejowej. "Aktualności" - okolicznościowe pismo "Tygodnika Płockiego", jedyna gazeta, jaka się wówczas ukazywała - pisały: "Pociąg osobowy relacji Sierpc - Kutno przez Płock wyruszył ze stacji o 17.50 z opóźnieniem, oczekując na przyjazd składu kutnowskiego. Te minuty i obciążenie wielowagonowego zestawu zadecydowały, że rozmiękły na skutek podcieków wody nasyp stracił swoją wytrzymałość.
- Wyruszyliśmy z przeświadczeniem, że są to ostatnie szanse dostania się na zalany falą powodziową lewy brzeg Wisły - mówi jeden z pasażerów Bogdan Kaczyński. - Zamarznięte szyby wagonu uniemożliwiały obserwowanie widoków za oknem. Przejechaliśmy most i wyciszony stukot kół zorientował nas, że jesteśmy na nasypie. Zwracało uwagę wolne tempo jazdy. Podszedłem do okna. I nagle pod kołami chrzęst. Wagon gwałtownie się przechylił. W ułamku sekundy wszystko wewnątrz zaczęło się kotłować. Ludzie wpadali na siebie, na ściany, na ławki, tłukąc się dotkliwie.
Moment grozy nie minął. Wykolejony pociąg zawisł na stromym stoku 15-metrowej skarpy, kołami do góry. W dole woda. Z wagonów ostrożnie wysuwali się ludzie. Z pomocą pośpieszyli żołnierze umacniający wał przy wiadukcie. Oświetlili miejsce katastrofy reflektorami samochodów. Była godzina 18.20. Rannych opatrywał lekarz jadący w tym pociągu do pracy na wezwanie ze szpitala. Natychmiast przybyły także karetki pogotowia ratunkowego. Spośród ponad 100 rannych do szpitali płockich i gostynińskich według aktualnych informacji trafiło ponad 60 osób, w tym dwie w stanie ciężkim. Pozostali po opatrzeniu przez lekarzy udali się do domów. Ostatni pociąg pozostał na skarpie".
Tych dwoje ciężko rannych to maszynista z Sierpca i mieszkanka Łodzi. Maszynista Stanisław Perczyński został inwalidą, miał zmiażdżoną prawą stopę i otwarte, skomplikowane złamanie lewego podudzia z dużym ubytkiem kości. Henryka Główczyńska - to ta mieszkanka Łodzi - miała złamany kręgosłup, została skazana na wózek inwalidzki.
cały artykuł o powodzi
http://plock.gazeta.pl/plock/1,35710,10924232,Woda_naplynela_z_Wloclawka__czyli_30_lat_od_powodzi.htmlA tu jest kilka zdjęć z tej powodzi i wykolejony skład.
http://galeria.plock24.pl/thumbnails-80-page-1.html