Cześć. Jako inicjator wątku odpowiem ja. Poszło moim skromnym zdaniem rewelacyjnie. Nie dotarliśmy wpradzie do brukowańca, ale... No to od początku. Od rana pracowałem na szopie, przygotowałem węglarkę (zawaloną gałęziami z dnia poprzedniego) Okazało się to zgubne dla mojego kręgosłupa, ale o tym później. Od 9.30 zaczęli pojawiać się pierwsi wolontariusze, tak że o 10tej było nas 11-12 osób. Całkiem sporo, jak na Starachowice. Pjechaliśmy najpierw na podmycie, załatane tak >na teraz> ale wymaga jeszcze popracowania. Kolejny podstój to "fotostop" na kilometrze bodaj 4,0, gdzie wyszło na jaw, że szyny to i owszem są, ale podkładów już nie ma. Więc praca awaryjna, poszły 4 podkłądy i odcinek w miarę się trzyma. W tym miejscu zdybały nas władze powiatu

w postaci pp Dąbrowskiego i Niedopytalskiego, które to władze wskazały nam kolejny niepewny odcinek, 300 m dalej. Więc do roboty... prace wykonane.
Potem już bez przystanków na miejsce pracy, czyli na końcówkę przejezdnego szlaku. Nie wgłebiając się w szczegóły techniczne - nie udało się udrożnić odcinka z brakiem szyn. Wjazd techniczny wprawdzie sie odbył, ale że dotarlismy za późno (te prace po drodze) i że nie udało się ściągnąc szyny czekającej w Lipiu - pozostało do uzupełnienia jeszcze ok 10 metrów szyny w prawym toku. Drezyny mogą przejechać jakies 100 metów dalej niz dotychczas. To tez się liczy.
W międzyczasie skutecznie wyłączyłem się z prac, dostając nagłego ataku korzonków, hehehe. W sumie to przeszkadzałem jak mogłem, leżąc na torach. Gdyby nie przygodny masażysta (dzięki !!), medyczna pomoc prezesa (ciekawe skąd on to umie?) i piwo Axela( jeszcze większe dzięki!!) , pewnie trzebaby mnie tam było przejechać Wlską, żebym tak nie krzyczał z bólu.
W sumie impreza bardzo udana, do osiągnięcia celu pozostało bardzo mało, ale dzień się kończył, niestety.
Proponuję podobne pospolite ruszenie, ale o tym w kolejnym mailu.
Pozdrawiam
MP