Najważniejsze, żeby tabor trafił szczęśliwie do nowego miejsca stacjonowania, bez takich niespodzianek:
http://lodz.naszemiasto.pl/wydarzenia/335430.htmlCiuchcia poszła na żyletki - Dostali lokomotywę za 1.500 zł, sprzedali jako złom za 22.000 zł
30.01.2004
Olbrzymi parowóz z 1976 r. przekazano piotrkowskiemu towarzystwu w zamian za ochronę i konserwację tego zabytku techniki kolejowej, po czym został pocięty i zezłomowany.
- Według mnie to przestępstwo, nie wolno im było tego zrobić – mówi Wiesław Mierzejewski, likwidator "Cargo" z Krakowa, który po kilkumiesięcznych negocjacjach i zapewnieniach zarządu towarzystwa, że parowóz będzie eksponatem regionalnego muzeum kolejnictwa, zgodził się przekazać go za symboliczne pieniądze. O pocięciu i zezłomowaniu parowozu dowiedział się od nas.
- Oszukali wszystkich kolejarzy, a przede wszystkim społeczeństwo Piotrkowa - uważa Marek Kraska, szef Związku Zawodowego Maszynistów PKP w Piotrkowie.
- Nie zrobiliśmy tego z premedytacją, nie mieliśmy pieniędzy na rekonstrukcję tego parowozu - tłumaczy Artur Błaszczyk, prezes towarzystwa.
- Natychmiast cofam przekazanie pozostałych parowozów - powiedział nam Wiesław Mierzejewski, likwidator jednostki organizacyjnej PKP SA "Cargo" z Krakowa zaraz po tym, jak dowiedział się o zezłomowaniu "eksponatu muzealnego".
Najbardziej poruszeni losem lokomotywy są piotrkowscy kolejarze. Związek Zawodowy Maszynistów zamierza powiadomić prokuraturę. Gdyby padło na zwykły parowóz, może nikt by nie dociekał, co się z nim dzieje. Ten nie był zwyczajny. W 1996 r. z okazji obchodów 150 rocznicy dotarcia kolei warszawsko-wiedeńskiej do Piotrkowa przyjechał z Ełku do zlikwidowanej rok później lokomotywowni.
- Miał być wizerunkiem tamtych czasów, zabytkiem techniki kolejowej, to skandal, jak ci "miłośnicy" kolejki się z nim obeszli - wyrzuca z siebie jednym tchem Marek Kraska, przewodniczący związku.
- Tyle lat stał, niszczał i nikt się nim nie interesował – ripostuje Artur Błaszczyk, prezes towarzystwa. Wycięli niespodziankę
Po kilku miesiącach negocjacji między Towarzystwem Przyjaciół Kolejki Wąskotorowej Piotrków - Sulejów a likwidatorem "Cargo", strony dobiły targu. Wiesław Mierzejewski zgodził się odsprzedać parowóz z 1976 r. (data budowy według protokołu zdawczo-odbiorczego) za 1.500 zł. Maszyna została przepchnięta na transporterach z byłej lokomotywowni w Piotrkowie do stacji Piotrków Wąskotorowy przy ul. Przemysłowej, w październiku ubiegłego roku. Trudno to dziś ustalić, ale dwa, trzy tygodnie temu parowóz zniknął.
Najpierw A. Błaszczyk, prezes towarzystwa powiedział nam: "jest w remoncie, ale to niespodzianka, szykujemy go do sezonu". We wtorek Jacek Szmit, zastępca prezesa: "jego nie ma w Piotrkowie, jeszcze nie wrócił - w świecie jest". Wreszcie obydwaj zaczęli nas zapewniać: "z trudem wepchnęliśmy go do parowozowni, ale jest i tu go remontujemy".
Nikt jednak nie chciał nas tam wpuścić z tej prostej przyczyny, że już wówczas parowóz był pocięty i sprzedany jako złom.
- Trafiła nam się lokomotywa z cukrowni w Kruszwicy, a ten parowóz, jak się okazało, nie nadawał się do wyremontowania - był w opłakanym stanie, to go pocięliśmy - przyznał w końcu A. Błaszczyk - żeby kupić lokomotywę z Kruszwicy.
Dodajmy, że w protokole zdawczo-odbiorczym, podpisanym przez zarząd towarzystwa, widnieje zapis: "kupujący oświadcza, że znany jest mu stan techniczny urządzenia".
Obiecywali ratować
Czy członkowie towarzystwa mieli prawo pociąć i zezłomować parowóz? Towarzystwo zarobiło na tej transakcji ok. 22 tys. zł (sprawdziliśmy ceny skupu złomu), z czego około 12 tys. zł przeznaczono na zakup wąskotorowej lokomotywy z Kruszwicy.
Jednak zwracając się do PKP o przekazanie parowozu za symboliczne pieniądze zarząd towarzystwa zobowiązał się "podjąć ochrony i konserwacji", "przyczynić się do ratowania zabytków techniki kolejowej" oraz, że "zostanie on ustawiony na terenie naszego muzeum (którego jeszcze nie ma - przyp. red.)".
- Według mnie, to przestępstwo, nie wolno im było tego zrobić – mówi Wiesław Mierzejewski. - Kupili go za taką cenę tylko dlatego, że była mowa o eksponacie muzealnym.
W umowie kupna - sprzedaży nie zapisano jednak, że parowóz przeznacza się na eksponat muzealny, zakazuje jego sprzedaży i usunięcia numerów kolejowych. - Te obostrzenia wprowadziliśmy dopiero w stosunku do pozostałych czterech parowozów, kiedy dotarły do mnie nieoficjalne głosy, że chcą zarabiać na zabytkach techniki kolejowej - wyjaśnia Mierzejewski.
- W całej jednak dokumentacji handlowej dotyczącej negocjacji jest mowa tylko i wyłącznie o przekazaniu parowozu do muzeum. Marek Kraska dodaje: - Nie można niszczyć zabytków techniki.
Idą do prokuratora
Prezes Błaszczyk zdecydowanie odpiera te zarzuty i uważa, że nic złego się nie stało: - Będziemy mieli dwa bardzo podobne parowozy szerokotorowe w dużo lepszym stanie - mówi.
Tych parowozów jednak oraz dwóch innych, które obiecał - również jako "eksponaty muzealne" - przekazać likwidator z Krakowa, prawdopodobnie nie będzie. Zamierza on cofnąć decyzje dotyczące ich przekazania. - Muszę też zgłosić sprawę na zarząd firmy i podejmiemy decyzję, czy nie przekazać sprawy do wyjaśnienia właściwej prokuraturze - mówi się W. Mierzejewski.
Marek Kraska jest natomiast pewien, że piotrkowska prokuratura powinna zająć się zbadaniem nie tylko sprawy "upłynnienia" lokomotywy, ale również kwestią rozliczenia zarządu towarzystwa z pozyskanych na całej operacji pieniędzy.
- Przygotowaliśmy już dla prokuratora zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, a z jego złożeniem czekamy tylko na informację z Ełku z danymi technicznymi lokomotywy, by dopełnić formalności - mówi Kraska.
To nie koniec możliwych konsekwencji złomowania kolejowego symbolu. Towarzystwo od niemal roku zabiega o utworzenie regionalnego muzeum kolejnictwa. Większość eksponatów (np. semafory), a w tym cztery parowozy miał przekazać właśnie likwidator "Cargo". Muzeum zamierzano umieścić w lokomotywowni, rozpoczęto nawet rozmowy na ten temat z zakładem gospodarowania nieruchomościami PKP w Łodzi. Związek maszynistów zapowiada, że nie dopuści do tego.
- Gdyby przejęli lokomotywownię, to kto da gwarancję, że jej nie potną - mówi przewodniczący związku.
Również przychylność samorządu miejskiego wobec towarzystwa w dużej mierze wiązała się z planami utworzenia muzeum. Jak cała sytuacja wpłynie na przyznanie lub nie dotacji z miejskiego budżetu na działalność miłośników kolejki?
Marcin Pampuch, rzecznik prezydenta, mówi: - Trzeba chyba poważnie zastanowić się nad wiarygodnością towarzystwa i przyjrzeć się temu, jak obchodzi się z zabytkami techniki kolejnictwa.