... < Lista > ...
Która z tych organizacji nadaje się do reprezentowania interesów w/w kolei i skansenów?
Listę przytoczyłem celem pokazania spektrum tego co się dzieje... ba czy były to wszystkie stowarzyszenia działające w kraju? Nie to były te które się na TRAKO pofatygowały...
Zaś co do potrzeb, to co jest bardziej męczące w prowadzeniu kolejki wąskotorowej - promocja turystyki, czy użeranie się z papierkologią?
Uproszczenie papierkologii zakłada choćby podlinkowany FTS... A, że są tam ludzie z dużą kasą, to siłę przebicia mają x razy większą niż my... pytanie czy nie lepiej czasem przyczepić się do czegoś wiekszego i na zasadzie... "przyczepiło się g.. do okrętu mówi, Płyniemy razem" nie podryfować we właściwym kierunku.
Cóż, w przypadku większości kolei papierologia i promocja turystyczna są ściśle ze sobą związane - papierkologię trzeba uskuteczniać, żeby mieć co promować, a turysytkę trzeba propagować, żeby mieć po co uprawiać papierkologię (czytaj: kogo wozić).
Jedno i drugie jest upierdliwe i czasochłonne, i pracochłonne, i wiedzy wymaga i pomysłowości. No i ludzi, którzy będą się tym zajmowali. A wszyscy cierpimy na brak ludzi i nawał pracy, wiecznie jakaś robota w kącie leży i na załatwienie czeka.
Co do modelu organizacji - raczej jasne jest, że nie mamy zamiaru iść w kierunku organizacji etatowej, że będzie dominował model oparty na wolontariacie. A co za tym idzie - na przemyślanym podziale zadań oraz wspólnym wykonywaniu niektórych z nich.
Dla przykładu - wrócić można do zarzuconego pomysłu wspólnego opracowania przepisów - toż to masa pracy, sterta papierów, ileś tam wizyt w UTK. Po co każda jedna kolejka ma pisać swoje przepisy od A do Z, skoro można opracować jeden wzorcowy komplet przepisów i wdrażać go na wszystkich kolejach? Toż warunki techniczno - ruchowe panujące na wszystkich polskich wąskich torach są zbliżone, opracowanie jednolitych przepisów jest jak najbardziej możliwe. Co więcej - przpomnę, że kiedyś już rozpoczęliśmy pracę nad przepisami, ale sprawa się gdzieś rozmyła. Zostały z niej jednak fragmenty, które, jak sądzę, można odkopać z dna szuflady i ponownie zacząć nad nimi pracować. Co więcej - jeśli przepisy raz zostaną zatwierdzone, to następni nie będą już musieli zaliczać całej ścieżki zdrowia, będą mieli przetartą ścieżkę.
Podobnie można podejść do spraw uzyskiwania dopuszczeń dla typów taboru czy budowli. Rysuje się także perspektywa, że nie będzie konieczności uzyskiwania dopuszczenia typu taboru przez każdego przewoźnika z osobna. Raz opracowany wzorzec będzie mógł służyć kolejnym go potrzebującym, uzupełnią go jedynie specyficznymi dla siebie danymi.
Podobnie sprawa się ma z promocją - oczywiście federacja i wspólne działanie całości promocji nie załatwią, wszakże można wspólnymi siłami i nakładami wystawiać się na targach turystycznych w kraju i zagranicą, promować w mediach drukowanych i elektronicznych.
Tylko działając stadnie możemy zostać zauważeni, zwrócić na siebie uwagę decydentów wszelkiego autoramentu od szczebla lokalnego na centralnym kończąc.
Zrealizowanie choćby tych trzech przykładowych założeń przyniesie wymierne oszczędności czasu i pieniędzy. A w zasadzie pieniędzy i pieniędzy, bo czas to pieniądz.
Niemniej ważne jest działanie nakierowane na użyciowienie przepisów - nie ma żadnej gwarancji, że jakiś młody wilk nie postanowi któregoś pięknego dnia wykazać się i nie zamknie wszystkich kolejek w kraju. Jasne jest, że żadne z nas nie ma spraw wyprowadzonych w takim stopniu, żeby przetrwać bez strat wnikliwą i nieprzychylną kontrolę UTK. A tylko działając wspólnie dobijemy się do drzwi urzędników i posłów decydujących o kształcie tychże przepisów. Wiem z autopsji, bo brałem udział w takich spotkaniach, że ludzie ci nie są zainteresowani w najmniejszym stopniu wysłuchiwaniem pojedynczych głosów - oni chcą słuchać głosu reprezentacji.
Pech chciał, że razu pewnego ktoś kiedyś takiego pojedynczego harcownika wysłuchał. Efekt - niechlujne, sporządzone na prędce zmiany w ustawie o transporcie kolejowym, które niektórych z nas wykańczają podatkami, a wszystkich odcięły od możliwości sięgnięcia po dotacje do przewozów lokalnych, czy pieniądze z Funduszu Kolejowego.
Nikt o zdrowych zmysłach nie twierdzi, że Federacja ma wszystko załatwiać sama, bośmy nie Zosia - Samosia, co musi wszystko sama.
Nic nie stoi na przeszkodzie by zawierać sojusze z organizacjami "dużych" przewoźników - czy to FTS-em, czy różnego autoramentu izbami handlowymi. Warto wszakże zauważyć, że nawet te organizacje raczej nie zwrócą uwagi na jęki i postękiwania jakiegoś tam stowarzyszenia, co ma 20 km toru i parę wagoników. Do nich, podobnie jak do urzędników, prędzej dotrze głos kogoś, za kim stoi 300 czy 500 km toru, kilkaset wagoników, kilkaset tysięcy podróżnych, czy w końcu dziesiątki tysięcy ton przewiezionych towarów.
Pojedynczy Chińczyk zbuduje co najwyżej szałas, wielu Chińczyków działając razem zbudowało Chiński Mur. Trochę patosem i przesadą zawiało, ale myśl chyba udało mi się oddać.
Idealizm, powiecie. Nie, zdrowy rozsądek i zew instynktu samozachowawczego. Powoli zbliżamy się do momentu, gdy proste rezerwy nam się skończą, gdy nie będzie już po co sięgać do magazynów ani czego sprzedać, żeby kupić brakujące części zamienne czy paliwo. Tylko razem damy radę, hehe (niektórzy, zwłaszcza ci z GKW aż za dobrze wiedzą, co to znaczy i jaka siła się w tym powiedzonku kryje).
... między 200 a 400 zł w skali roku...
Zasadniczo generatorem kosztów, może być członkostwo w Fedecrailu... dla porównania PZMKiMK 80-90 % swojego budżetu rocznego miało przeznaczony na opłacenie składki w MOROPie.. a składka rzędu 30 PLN rocznie zniechęcała wiele małych klubów modalarzy kolejowcyh do uczestnictwa.
Pytanie więc, czy członkowstwo w Fedecrailu jest sprawą kluczową i jak się przełoży, jeżeli w ogóle na działanie Federacji...
Nie są naszym targetem kluby modelarzy. Są nim organizacje zajmujące się prawdziwą koleją, mniej lub bardziej żywą - przewoźnicy wąskotorowi, opiekunowie skansenów, pojawiający się powoli operatorzy "małych kolei", czyli skazanych na zagładę linii znaczenia miejscowego ocalonych dzięki determinacji lokalnych przedsiębiorców i, co raz częściej, samorządów.
Jesteśmy biedni, wszyscy jak jeden mąż. Jednak nie dramatyzujmy, że 200 czy 400 zł ROCZNIE to kwota nie do przejścia. Jeśli kogoś na to nie stać, to obawiam się, że nie stać go też raczej na prowadzenie swojej działalności podstawowej.
Cóż nam może dać przynależność do Fedecraila?
- kontakty z zagranicznymi organizacjami o podobnym do naszego profilu działania - niemal wszyscy oni mają staż większy od naszego, a co za tym idzie wiedzę i doświadczenie. Często (albo i zwykle) działali w warunkach zupełnie innych niż my, ale raz, że z pewnością przynajmniej część ich wiedzy może być przydatna i w naszych warunkach, a dwa - może własnie z tej odmienności doświadczeń wyniknie coś twórczego.
- koleje krajów zachodnich nie zawsze cieszyły się powodzeniem i dobrym finansowaniem, jak to ma miejsce teraz. Osiągnęli to długoletnią pracą, deptaniem, klamkowaniem - lobbingiem mówiąc krótko. Nasze doświadczenie w tej dziedzinie jest niewielkie. Tego od nich możemy i powinniśmy się uczyć. Dowiedli swojej skuteczności.
- dzięki temu, że koleje muzealne, turystyczne itd. dziłaja na Zachodzie znacznie dłużej niż u nas doczekały się już wielu opracowań naukowych opracowanych w uznanych ośrodkach akademickich. Istnieją opracowania podparte rzetelnymi danymi wykazujące wpływ prosperującej kolei turystycznej na rozwój gminy / powiatu / regionu. Istnieją też opracowania ukazujące wpływ likwidacji takiej kolei na rzeczoną gospodarkę - to wymarzona pomoc naukowa do oświecania naszych (g)burmistrzów i (bez)radnych.
Kilku doświadczonych działaczy zagranicznych kolei już zadeklarowało pomoc w przygotowaniu stosownych materiałów szkoleniowo - propagandowych

- dzięki wstąpieniu do Fedecraila przestajemy być terra incognita, krainą białych niedźwiedzi gdzieś na wschodzie, gdzie podobno coś jest, coś się dzieje, lecz większość zdjęć, materiałów i informacji znanych na zachodzie pochodzi z czasów schyłkowego, a nawet głębokiego PRL-u, a od czasu kiedy to Mieczysław Rakowski sztandar wyprowadzić kazał nie wiadomo nic.
Dzięki otwarciu na zagranicę możemy tylko zyskać. Gdy nas poznają, przekonają się, że używamy sztućców, władamy językami obcymi, znamy się co nieco na rzeczy, przyjadą tu. Nie od razu wielu, ale przyjadą. A ci, co przyjadą ściągną następnych. I przywiozą na swoją kasę, ściągną turystów. Znam ten schemat z działalności w zakresie agroturystyki. Efekty nie są natychmiastowe i spektakularne, ale są i są zauważalne i wymierne.
Nie twierdzę też, że tak będzie na pewno, ale niewykluczone, że pojawią się okazje do znalezienia sponsorów. A niech to będzie drobny sponsor, który sfinansuje remont wagonu albo choćby wymianę ławek - zawsze coś.
Musimy wyjść z izolacji. Splendid isolation jest dobre dla Brytyjczyków za tym ich kanałem, a nie dla kraju w sercu Europy.
Co do kosztów - najpierw kilka słów o "wycenie" organizacji krajowych. Otóż każda organizacja krajowa otrzymuje pewną ilość punktów, która decyduje o jej sile głosu i wysokości składki. Ilość punktów zależy od ilości i rodzaju działalności zrzeszonych organizacji. Najniżej punktowane są organizacje posiadające kolekcje "zimnego" taboru, najwyżej - organizacje prowadzące ruch i zarządzające infrastrukturą. Maksymalna ilość punktów za jedną organizację członkowską to 10. Tak się składa, że każdy z członków - założycieli ma te 10 punktów.
Przy założeniu, że Federacja ma 50 punktów roczna składka wyniesie szacunkowo najprawdopodobniej 350 funtów rocznie. Ale podkreślam - to obliczenia szacunkowe. Ponadto zarząd Fedecraila ma dużą swobodę w ustalaniu wysokości składki, zwłaszcza w przyznawaniu ulg.
Fakt, oznacza to, że lwia część budżetu Federacji pójdzie na składkę do Fedecraila, ale potrzeby własne Federacji są niewielkie - ot utrzymanie domeny, wydrukowanie paru wizytówek, być może wydanie materiałów informacyjnych (coś trzeba wręczyć urzędasowi, żeby wiedział, z kim rozmawia). Na papier i tusz do drukarki mnie stać, nie będę się wygłupiał z żądaniem od Federacji zwrotu takich groszowych kosztów. Śmiem twierdzić, że inni też nie.
Pomijam już kwestię tego, że są dwa modele... albo działasz dla kolejki (stowarzyszenia/fundacji/federacji) na zasadzie wolontariatu i przeznaczasz na to tyle ile akurat chcesz/mozesz, albo jesteś etatowym działaczem i 8 godzin dziennie siedzisz na fałdach i masz rękę na pulsie...
Dyskusyjne jest to, który model jest właściwszy - w przypadku dużych firm i dużych związków stowarzyszeń (np. MOROP) to właśnie ten drugi jest właściwszy... w "naszym wąskim świecie" ten pierwszy raczej bedzie miał zastosowanie...
Pytanie więc pojawia się kolejne - czy założenie Federacji przyczyni się do tego, że nagle każdy z nas będzie miał więcej czasu, aby tymże czasem obdzielić i Federację i swoją macierzystą organizację?
Pośrednio tak - bo np. niektóre sprawy bedzie załatwiać jedna osoba z Federacji niż 5 osób z 5 małych organizacji... Ale czy zawsze tak bedzie? Czy czasem inwestycja "w czas" nie okaże się błedną i nietrafioną?
W zasadzie na ten akapit odpowiedziałem na samym wstępie. A co do pytania "opłaca się, czy nie": ryzyko jest niewielkie, do stracenia nie ma w zasadzie nic. A zyskać można wiele. Grzech zaniechania jest jednym z najcieższych grzechów, jaki obecnie możemy popełnić. Popełniamy go już parę lat za długo.
Oczywiście nikt niczego nie musi, toż Federacja, podobnie, jak inne stowarzyszenia, to twór do którego wstępuje się dobrowolnie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się jej działaniom poprzyglądać zanim się do niej wstąpi. Albo współpracować nie będąc jej członkiem. Proszę bardzo. Jednak pozostając poza jej strukturami nie ma się wpływu na jej kształt, program działania, bieżące funcjonowanie. Nie można w końcu mieć pretensji, że nie uwzględnia ona (albo nie do końca uwzględnia) w swoich działaniach specyficznych potrzeb takiego stojącego z boku widza.
Sytuacja jest trochę podobna, jak z wyborami - nie idąc głosować pozbawiasz się prawa do narzekania, że wybrano tych, a nie innych, dobrowolnie zrzekasz się prawa do współdecydowania.
Oczywiście od razu uprzedzam obawy - Federacja nie ma zamiaru nikim rządzić, narzucać czegokolwiek, rościć sobie prawa do bycia jakimś superarbitrem, a tym bardziej decydować o cudzym mieniu (nie będziemy wysyłali Wittfelda na Pomorze, hehe).
Nie przeczę, że idea jest słuszna... ale chcę Cię "zmusić" do takiego zareklamowania tej organizacji, aby każdy prezes chętnie "kupił taki produkt", bo jak na razie mamy inforamcję, że na wejściu trzeba wydać 200-400 PLN i nic nie wiemy "co za to kupujemy".
Nie czekaj aż gołąbki same wpadną do gąbki. Skoro idea słuszna, to sam przyczyń się do tego, aby była jeszcze słuszniejsza i lepiej zrealizowana. Rusz głową, zaproponuj, doradź, wskaż drogę

Nie twierdzę (i nikt z założycieli nie twierdzi), że Federacja jest lekiem na całe zło, że przyniesie spektakularne efekty, że jej założenie spwoduje, że lokomotywy się naprawią same i dachy cudownie załatają. Liczymy się z tym, że praca będzie długotrwała, upierdliwa i niewdzięczna. Raz - trzeba się wybić, dwa - dotrzeć do własciwych uszu i biurek, trzy - nawet jak się już dotrze, to proces tworzenia prawa jest cholernie długotrwały. Pierwsze efekty naszej działalności pojawią się za wiele miesięcy, może dopiero za 2-3 lata. Ale jeśli nie będziemy nic robić, to nie pojawią się nigdy.
Sam to mech na podkładach rośnie i farba z wagonów odpada.
W dwóch ostatnich wypadkach część wąskotorowa rozporządzeń jest nogą na kolanie pisana. Dużo by wyliczać lapsusów.
W świetle obecnie obowiązujących przepisów zwolnione z podatku od nieruchomości są wszystkie linie normalnotorowe i szerokotorowe. Wąskotorowe - tylko te, na których prowadzi się WYŁĄCZNIE ruch pociągów pasażerskich.
Mogę prosić o źródło?
Ustawa z dnia 12 stycznia 1991 z późniejszymi zmianami o podatkach i opłatach lokalnych:
Art. 7. 1. Zwalnia się od podatku od nieruchomości:
1) budowle wchodzące w skład infrastruktury kolejowej w rozumieniu przepisów o transporcie kolejowym oraz zajęte pod nie grunty, jeżeli:
a) zarządca infrastruktury jest obowiązany do jej udostępniania licencjonowanym przewoźnikom kolejowym lub
b) są przeznaczone wyłącznie do przewozu osób, wykonywanego przez przewoźnika kolejowego, który równocześnie zarządza tą infrastrukturą bez udostępniania jej innym przewoźnikom, lub
c) tworzą linie kolejowe o szerokości torów większej niż 1.435 mm
No małe sporostowanie - teoretycznie gdyby trójmiejska SKM albo WKD zaczęło wozić towary, to też by płaciły podatek od nieruchomości. W praktyce jednak zapis ten uderza wyłącznie w wąskie tory, bo nie ma innych organizacji będących jednocześnie przewoźnikami i zarządcami, którzy nie udostępnialiby infrastruktury innym przewoźnikom, a wozili towary.
A co do sikania na torach: rozporządzenie o zachowaniu porządku na terenie kolejowym wydane jest na podstawie delegacji zawartej w art. 59 ust. 8 ustawy o tk, a art. 2 ust. 3 ustawy wyłącza stosowanie tego artykułu na wąskich torach.
A skoro podstawa prawna wydania rozporządzenia nie obowiązuje w odniesieniu do wąskich torów, to samo rozporządzenie też nie obowiązuje.