No to może ja opiszę naszą eksplorację dzień wcześnie, a w zasadzie juz dwie noce wcześniej. Na szopę dotarliśmy z Kapralem w czwartek późnym wieczorem. Chwilę przed północą wózek był gotowy, tzn zawierał całe nasze obozowisko i narzędzia. Ruszyliśmy dokładnie 00.14 w piątek

Oczywiście "drezyna" była wyposażona w (prawie) przepisowe oświetlenie: z przodu duża akumulatorowa lampka PKP, z tyłu dwie "trupie świeczki" (to ze slangu Kaprala - po prostu znicze nagrobkowe, tyle, że duże, bardzo soczyście czerwone) Trzeba było widzieć miny przemykających imprezowiczów (bo przechodniami to chyba o tej porze bym ich nie nazwał). Szczególnie zestawienie trupich świeczek z naszym ryczeniem znanego kolejowego szlagieru "przeeeeeeejście przez toooory surowo wzbroniooone" Na kilometr 6,2 (bodajże) dotarliśmy grubo po trzeciej - przecież nigdzie nam się nie spieszyło. Po rozbiciu obozowiska przypomniałem sobie, że przecież mam nie przeczytany ostatni numer "ŚK" - no to zeszło do piątej rano. Kapral się cosik obraził, i spał pod wózkiem na torach, ja miałem lepiej - pałatkę. Po porannym osuszeniu przy ognisku, przystąpiliśmy do pracy. Kochani, od 7 rano do 6 wieczorem - piła spalinową o mocy 3,5 KM walczyliśmy z krzaczkami o przekroju max 2 cm :?
Jak to Kapral obrazowo ujął "jakbyś wielką koparką stawiał babki w piaskownicy". Na początku solidnie, każdą gałazkę, ale 20 metrów za brukiem mi przeszło. Nie wiem, ilu z Was było po lecie tego roku za brukiem, ale powiem jedno - dźungla. Słowo. Więc piła ryczy, ja macham "lewo, prawo, lewo prawo", byle dalej, byle wózek przepchać. Udało się. Miejscami nawet cięliśmy sekatorem, żeby ładniej wyglądało. Niestety, olalismy sobie kilometr 7,0 i dalej ( i tak paliwo do piły się skończyło) - dopiero wczoraj dowiedziałem się, że pozostało duże drzewo na szlaku - sorry!
Najlepszy był z tego wszystkiego powrót - wózek była tak obciążony, że sam leciał od 6,5 praktycznie do samej szopy. Pykpyk, pykpyk, stukały sobie koła na łaczeniach, gwiazdy nad nami, trupie świeczki jaśniały romantycznie

no i przyspieszenie zaraz po wyjeździe z lasu.
Echh, jeden z lepszych wieczorów na SKW. A potem szara rzeczywistośc - noc w szopie i wiuuu do domku .
Zdjęcia będę miał dzisiaj, tradycyjnie prześlę (chyba Klanowi?) do opublikowania.
Z tego co wiem, teraz w piątek przyjeżdża Paweł z palnikiem i zakrętarką - i ..... nareszcie

Ja się zapowiadam na 22 października.
Pozdrawiam
MP