Przeglądam sobie stronę
www.ilza.info a tam
opowiastka urodzonej w Starachowicach Krystyny Jandy. Ale do rzeczy, oto fragment:
Miałam dziesięć, jedenaście, trzynaście lat. Co roku wakacje spędzałam u ukochanych dziadków w Starachowicach .Tam miałam mój pokój, gliniane iłżeckie garnki, książki, obrazy które malowałam i wciąż przemalowywałam, tysiące zasuszonych listków, nieważnych już biletów, znaków i pamiątek pierwszych miłości . Tam też była kolejka wąskotorowa Starachowice - Iłża, stały szlak moich fascynacji i ówczesnych uniesień. Tam była wolność, lato, las, gorąco .Tam szło się kilometrami po rozgrzanej szynie z chłopakiem, śpiewając ,śmiejąc się i wyznając sobie wszystko co jest do wyznania. Tam odpoczywało się na chłodnych leśnych polanach, w milczeniu, w szumie drzew. Tam kolejka jechała tak wolno że zakochany we mnie chłopak mógł wyskoczyć i wrócić po chwili z zauważoną z okna kolejki , poziomką. Tam zapach lasu, chłodu, słońca, tartaków, potu robotników tartacznych pomieszanego z bełtem , poziomek, mieszał się z naszą młodością i pierwszą świadomością jacy jesteśmy i kim możemy być dla innych.