Kucyk
|
 |
« Odpowiedz #52 : 10 Czerwca 2009, 13:21:36 » |
0
|
No, jako że temat całkiem nieźle sobie hula, do tego stopnia, że administracja się za niego zabrała, pozwolę sobie na taki mały off topic po którym przejdę do meritum. Kolegów z działu zarządzania forum proszę o nie banowanie mnie przynajmniej do końca czytania tego posta.
Moją drugą po piwie, parowozach, motocyklach, pędzeniu bimbru, wybuchach, fajnych d... ups! widzę już minę Admina, więc sprostowanie od razu daję: miałem na myśli fajne drezyny, w szczególności wąskotorowe, a zwłaszcza na rozstaw 750mm. Wrrróć! Jeszcze raz zaczynam. Moją drugą, wielką pasją są żagle. Uwielbiam żeglować. Mam nawet patent sternika jachtowego, ale nie zmienia to faktu, że ze mnie d... (i tu już nie myślę o drezynie) a nie żeglarz. Trzy lata temu miałem przyjemność odbycia niesamowitej żeglarskiej przygody... Maj roku 2006. Wypływamy dużą łajbą Twister 800 z portu w Giżycku. Na Niegocinie wieje 5-6. Mało kto się odważa w taki wiatr wyjść na wściekłe jezioro, ale my idziemy. Za sterem młody chłopak, od którego ja – Kucyk – wielki pan sternik z patentem – jestem dwa razy starszy. Koleś nie ma żadnych papierów, ale ma to coś... Ma umiejętność żeglowania w sercu. Płyniemy cały czas halsami z przechyłem 45* tak, aż burtą wodę bierzemy. Fale rozbryzgują się ze wściekłością o nawietrzną burtę i zlewają nas swymi odpryskami. Przy zwrotach słychać jak w kabinie przewalają się z boku na bok graty. Wszyscy załoganci uwieszeni na czym się da z przerażeniem w oczach starają się zbalansować jacht. Tylko jeden członek załogi zachowuje spokój. Ten Małolat – sternik. On po prostu robi swoje sprawnie prowadząc jacht i za nic ma szkwały i fale, zaś przerażająca innych "szóstka" wydaje się być Jego sprzymierzeńcem, dzięki któremu szybciej będziemy u celu. Dopłynęliśmy bezpiecznie i bezproblemowo, choć nam się wydawało to niemożliwe. Bo on jest prawdziwym żeglarzem, gdyż ma żeglowanie w sercu a nie tylko na papierze.
Zanim przejdę do kwestii tematu pociąg vs auto, na drugi off top jeszcze sobie pozwolę. Na parowozach, a co z tym się wiąże - na kolei, jeżdżę zawodowo od 9 lat. W tym czasie poznałem kilku maszynistów. Niektórzy byli tacy sobie, niektórzy byli dobrzy, niektórzy w kwestii swego rzemiosła prawie dosięgali do dna, tyle że od spodu, ale spotkałem na swojej żelaznej drodze dwóch mentorów – ludzi, którym choćbym milion lat się starał, nigdy nie dorównam im kunsztem rzemiosła maszynistowskiego. Stary maszynista z Gryfic kiedyś mi tak powiedział po którejś jeździe, gdy zmienialiśmy się stronami: - Janusz, z ciebie jest dobry pomocnik. Nawet powiem, że najlepszy pomocnik z jakim jeździłem, ale maszynistą to ty dobrym nie będziesz. Czemu? Bo to trzeba mieć w sercu i z tym się trzeba urodzić. Ty możesz się tego wyuczyć, ale nigdy nie staniesz się naprawdę dobry... Serce mi do gardła podeszło, a do oczu łzy. Dla dwudziesto-paroletniego chłopaka - pomocnika marzącego o zdobyciu prawa kierowania na parowóz takie stwierdzenie usłyszane z ust swego mentora było druzgocące. Maszynista jednak poczekał chwilkę, tak, aby moje emocje sięgnęły zenitu i wtedy dodał: - Janusz, bo ty się boisz. Jeśli masz przed każdym przejazdem (tu miał na myśli skrzyżowania z drogami) lęk w swym umyśle że możesz na nim mieć wypadek, to się do roli maszynisty nie nadajesz. W nasz kolejarski fach są wliczone wykolejenia, zderzenia, jest wliczona ludzka śmierć. Czasem czyjaś, czasem własna. Jeśli ktoś tego nie zrozumie i nie podejdzie do tego że "trzeba to wrzucać w koszty i dalej robić co swoje", to zje go stres, a przecież nie chodzi o to aby w wariatkowie na starość wylądować. – Tu znów maszynista zrobił pauzę, po czym klepną mnie silnie w ramię i dodał – Chłopie nie bój się! Jak chcesz być maszynistą, to musisz być odważny, wszak do odważnych świat należy! A ci, którzy są strachliwi, to niech... (i tu dodał kwestię, którą pominę aby oszczędzić administracji pisania czerwonymi czcionkami). Koniec off topicu.
Widzę na co dzień zachowania kierowców na skrzyżowaniach z liniami kolejowymi. Widziałem też techniki przejazdu składów na różnych wąskotorówkach. I mam pewne przemyślenia... Wypadki były, są i będą. Może warto się zastanowić nad ich źródłem? Czy czasem nie leżą one w części po stronie wąskotorowców? "Jak to" zapytacie oburzeni?? A zastanówcie się nad takimi kwestiami: - Zbytnia asekuracja przejawiająca się tym, że prowadzący pojazd kolejowy "czają się" przed przejazdem i wywołują tym samym wrażenie u kierowców, że ciuchcia teraz musi przepuszczać samochody. - Dawanie sygnału "Baczność" zawsze i wszędzie – tak pro forma choć nie ma to uzasadnienia i wiszenie na gwizdku / ciśnięcie syreny cały czas przed przejazdami. - Ogólne traktowanie kolei wąskotorowych jak jakichś zabawek dla dużych dzieci, choć względem prawa niczym się nie różnią od linii normalnotorowych. Czy jakoś tak nie mam w tym względzie trochę racji???...
Ile razy usłyszałem z ust kierowcy rozbitego drezyną samochodu: ale przecież pan zwalniał, więc sądziłem, że pan mnie przepuszcza a ponadto był pan z lewej strony... Z moich obserwacji wynika, że kto zdecydowanie wjeżdża na przejazd, ten tłucze tylko durniów, co nie respektują żadnych zasad ruchu drogowego. Kto się czai - temu nawet największe dewotki i "nauki jazdy" przypadną. Z tą różnicą, że dewotek będzie więcej od durni. Cóż, taka ludzka natura.
Zobaczcie taki prosty przykład: był dzwon, maszynista zeznaje: że trąbił, trąbił, trąbił, trąbił i nic. Kierowca samochodu go nie słyszał. Taaaak, trąbcie więcej drodzy maszyniści, a jak już się wam palce i uszy od trąbienia zmęczą, to zastanówcie się do czego służyć ma owo "trąbienie". Może służyć zachowaniu czystego sumienia "że przecież trąbiłem" – jak to w wyżej wymienionym zeznaniu było. W takim wariancie proponuję syrenę na stałe podłączyć od sprężarki, zaś dla większej czystości sumienia jeszcze jedną trąbkę skierować bezpośrednio w ucho maszynisty. Chyba, że trąbienie ma zwrócić uwagę, że na przejazd nadjeżdża pociąg, wtedy nieco inną technikę należało by zachować. Tego właśnie się nauczyłem i na wąskim i na normalnym torze. W sytuacjach, gdzie chce się zwrócić na siebie czyjąś uwagę, to należy to zrobić przez impuls. Wrzaśnij przymulonemu kumplowi do ucha, lub pieprz mu smętną gadkę przez pół godziny. Sam zobaczysz, co go poderwie na równe nogi. Widziałem wypadki spowodowane nadmiernym trąbieniem, na które kierowca nie zwracał uwagi, bo sygnał systematycznie narastał wraz ze zbliżaniem się pociągu do przejazdu. Połowy tych stłuczek można by uniknąć gdyby mechanik trąbnął raz, a dobrze tuż przed przejazdem i wtedy istnieje szansa, że zwróci uwagę roztargnionego automobilisty. Taka analogia: mieszkam w tzw. pasie nalotów lotniska Okęcie. Na dobę nad moją chałupą przelatuje pół tysiąca maszyn. Kumpel jak kiedyś do mnie przyjechał, to spać przez nie nie mógł. Ja ich wcale nie słyszę...
Kolejny aspekt – nazwijmy go psychologiczny. Pociąg czający się przed przejazdem wysyła do kierowcy informacje: jestem niegroźny, jadę baaaaaardzooooo woooooolnoooo i zdążysz zawsze mnie zauważyć gdy będę nadjeżdżał. Kierowca nabiera przekonania jeśli nie o tym, że teraz pociąg go musi przepuścić, to przynajmniej koduje sobie w mózgu informację, że niema możliwości wpaść pod niego bo zawsze się go ujrzy. Pociąg pędzący przez przejazd bez zwolnienia budzi respekt i powoduje powstanie refleksji, że niby turystyczna ciuchcia, ale jednak groźnie wygląda i nigdy nie wiadomo, kiedy się pojawi, więc warto na przejeździe się zatrzymać i dokładnie rozejrzeć. Taką metodę jazdy z dużą prędkością stosujemy na przejazdach w Piasecznie. Odkąd ją wdrożyliśmy nie zdarza się aby ktoś zatarasował nam tory, co przy asekuracyjnej jeździe było permanentne.
Podsumowując mojego jednozdaniowego posta pragnę dać wam, Koledzy z wąskich torów, trochę do myślenia, czy winę za wypadki na przejazdach ponoszą wyłącznie kierowcy, i czy my swoim zachowaniem nie przyczyniamy się do tych kolizji.
Maszynista, którego uważam za wzór, z którym często jeżdżę na wąskim i normalnym torze, ma jazdę sercu. Ma on odwagę i pewność siebie, która z początku wydawała mi się brawurą, ale teraz wiem, że to jest właśnie to, czego mi brak. I wiem, że jego sposób jazdy – zdecydowany i dynamiczny oraz używanie sygnału Rp1 jedynie w koniecznych sytuacjach sprawia, że kierowcy stają "na baczność" przed przejazdami. I o to przecież chodzi...
@px48 Sarkazm wiąże się z ironią, co do zrozumienia której trzeba troszkę się przyłożyć, bo sens takiego dowcipu jest niestety ukryty głęboko...
Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca posta.
|