Kucyk
|
 |
« Odpowiedz #183 : 26 Czerwca 2010, 21:48:22 » |
+1
|
Dam tu takie moje opowiadanko powstałe pod wpływem nieprzespanej nocy i kilku rozmów z "fachowcami". Ech...
Telewizyjne studio wypełnione widzami robiło na Kazimierowskim zniechęcające wrażenie. Na centralnym podwyższeniu stały cztery fotele na których siedzieli zaproszeni goście. Pani redaktor siedziała nieco z boku tak, że z łatwością mogła obserwować i gości, i widownię. Jej lisi wyraz twarzy dawał do zrozumienia, że nie należy do słodkich idiotek. Kazimierowski nie lubił tego typu programów. Miał już za sobą ich kilka, jednak dziś jakieś wyjątkowe przeczucie podpowiadało mu, że będzie wyjątkowo ciężko. Technicy popodpinali już gościom mikrofony, kosmetyczki przypudrowały spocone czoła. Program typu tok-show się zaczynał. - Witam państwa - rozpoczęła redaktorka - bla, bla, bla, dziś w programie "Szczere rozmowy" porozmawiamy o śmierci. Widownia zaklaskała na dany przez asystenta sygnał. – Z nami są nasi goście, bla, bla, bla, lekarz, strażak, opiekun z hospicjum i maszynista lokomotywy. Dziennikarka zaczęła kolejno przepytywać gości jak radzą sobie w obliczu śmierci. Słychać było różne rzewne opowieści o poświęceniu, współczuciu, bezsilności, zapewnieniu umierającemu aby nie był w tej chwili sam, itd, itp. Na widowni niektóre wytypowane przed programem osoby roniły łzy w obiektywach kamer. Nadszedł czas na Kazimierowskiego. Widać pani redaktor dobrze przebadała sprawę, gdyż właśnie jego, prawie sześćdziesięcioletniego maszynistę, zostawiła na przysłowiowy deser. - A teraz nasz ostatni gość, maszynista Kazimierowski. Czy mógłby pan opowiedzieć o sobie kilka słów? – zaczęła pani redaktor całkiem sympatycznie. - Dzień dobry, pracuję jako maszynista 35 lat. – Kazimierowski nie za bardzo wiedział co powiedzieć. - Wiem że miał pan w tym czasie wiele wypadków w których zginęli ludzie. - No, takie to życie podłe... – odpowiedział z obojętnym wyrazem twarzy. Pani redaktor jakby na to czekała. Lekko podnosząc głos zapytała: - Ilu ludzi pan zabił? Publiczność w studio lekko się poruszyła. Wszak poprzedni goście mówili o ratowaniu życia. - Nie zabiłem. Zginęli pod kołami pociągu który prowadziłem. - No to ilu zginęło? – twarz redaktorki stała się jeszcze bardziej lisia. - Nie wiem, nie liczę. Liczyłem do dwudziestu, potem stwierdziłem, że to strata czasu. Może czterdzieści, może pięćdziesiąt osób, nie wiem, z resztą jaka to różnica? - Jak to, śmierć człowieka jest dla pana czymś tak błahym, że nie jest godną uwagi? - Nie jest godną prowadzenia statystyk dla sensacji. Jaka to różnica kto ile miał wypadków? Ludzie rodzą się i umierają. Ale to nie kolejarze ich zabijają. Oni giną ze starości, od chorób, wojen, z głodu, od milionów innych przyczyn. Bądź z własnej głupoty pod pociągami. My nie mamy na to wpływu. Trzeba wrzucać to w koszta i dalej robić co swoje. Publiczność zafalowała. - A co pan czuje widząc że za chwilę ktoś zginie pod kołami pana lokomotywy? - Nic. - Jak to nic!? Tam przecież jest człowiek! - Którego za chwilę nie będzie z jego własnej winy... Publiczność wydała złowrogi pomruk uciszony natychmiast gestami asystenta stojącego z boku. - Nie czuje pan strachu, może żal choćby? - Nic nie czuję. Może przy pierwszych wypadkach jeszcze się człowiek denerwował, ale dawno się przyzwyczaiłem. Po co mam się stresować skoro i tak nie ma to żadnego wpływu na los tej osoby? To jest bez sensu. - A co pan myśli w chwili tuż przed zderzeniem? - Szczerze? - Tak, proszę o szczerą odpowiedź, wszak nasz program nazywa się "Szczere rozmowy"! – uśmiechnęła się nieszczerze do publiczności, która na znak asystenta mechanicznie zaklaskała. - Że człowiek który za chwilę zginie jest być może skurwysynem, który za zło wyrządzone innym powinien już dawno nie żyć. Tu nawet redaktorka wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Kazimierowski zaś ciągnął dalej. - Ja nie znałem jego, on nie znał mnie. Nie wiem o nim nic. W taki sposób sobie radzę aby nie mieć wyrzutów sumienia i nie iść do "wariatkowa". Myślę: a może "wyrwałem chwasta?". Sposób jest bardzo skuteczny. - Ale co pan w chwili tuż przed zderzeniem robi!?? Przecież nie można tak stać twarzą w twarz ze śmiercią i nic nie robić?!! – niemalże wrzasnęła zirytowana pani redaktor. - No, ocieram usta dłonią. - Cooo...!? - Usta dłonią, wierzchem dłoni ocieram! O tak. – tu Kazimierowski pokazał gest, po czym, widząc osłupienie pozostałych uczestników programu, dodał – Nie pytajcie się czemu. Taki odruch mam i tyle. - Pan jest potworem! – wrzasnęła redaktorka, po czym posypały się gromy zarówno ze strony gości jak i publiczności. Widzowie przed telewizorami jednak nie mieli szansy tego zobaczyć, gdyż realizator profilaktycznie przerwał kilka chwil wcześniej transmisję dając przerwę na reklamę.
Kazimierowski ciężko szedł w kierunku lokomotywy. Wczorajszy głupkowaty tok-show przygnębił go bezmyślnością publiki żądnej taniej sensacji i nie chcącej zrozumieć, że są wydarzenia na które człowiek nie ma wpływu. Duszne i gorące powietrze wieczoru zapowiadało burzę. Wsiadł do swojego Gagarina, aby obsłużyć codzienny zdawczy pociąg. Gdy jechał, nie myślał zbyt wiele starając się skupić na prawidłowej jeździe i obserwacji szlaku. Lubił ten stan gdy był tylko on i ponad tysiąc ton rozpędzonej stali. Zapadał zmierzch gdy lunęła potężna ulewa. Biała ściana wody ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Pociąg właśnie sunął rozkładową siedemdziesiątką po długim, ciasnym łuku położonym w przekopie porośniętym po bokach lasem. W zwałach kropli błysnęły światła jadącego z przeciwka pociągu pospiesznego. Kazimierowski spojrzał na sąsiedni tor i kątem oka zobaczył mijaną wbitą w jego śródtorze tarczę D1. I również w tej samej chwili ujrzał wyłaniające się zza stoku przekopu reflektory lokomotywy pociągu pospiesznego sunącego po torze niewłaściwym wprost na niego. Na jakiekolwiek działanie było za późno. Przestawienie kranu w nagłe hamowanie to jedyna rzecz jaką mógł uczynić. Gdy czoło lokomotywy pociągu pospiesznego było tuż przed kabiną jego lokomotywy przez głowę przebiegła mu myśl, że chyba jednak nie był ani potworem, ani skurwysynem, który za zło wyrządzone innym powinien już dawno nie żyć. Odruchowo otarł wierzchem dłoni usta.
|