Nie chwaliłem się, bo wolałem poczekać na konkrety które wywaliłyby z buciorów połowę
userów tego oto zacnego forum 750mm. :twisted:
Ale skoro już Jerzy Ch. uchylił rąbka tajemnicy, to jedziemy!
Zaczęło się od tego, że po ponad miesiącu walki z rozerwanymi przez Dziadka Mroza kolektorami chłodnic (post z 1.XII) udało się całego loka złożyć do kupy na tyle, aby móc uruchomić silnik. Ale tu Zonk - pompa wstępnego smarowania nie chciała działać, a bez ciśnienia oleju pompa wtryskowa nie poda paliwa, bo takie sprytne urządzenie zabezpieczające posiada. Przyczyną "awarii" było... :shock: zbyt dokładne wykonanie regeneracji w specjalistycznym zakładzie naprawczym. Po prostu pompa była
fest szczelna i wytwarzała takie ciśnienie, że aż silnik napędowy (0,8kW) stawał dęba. Po wymianie pompy na rozpieprzoną (czytaj mającą nieszczelności właściwe dla rumuńskiej myśli technicznej) układ wstępnego smarowania odzyskał sprawność. W między czasie okazało się, że część instalacji elektrycznej trzeba odbudować, gdyż... sparciały rumuńskie izolacje kabli i żyły miedziane były gołe. Aby nie było nudno, podczas przeglądu dyfrów okazało się, że jedna pompa oberwała się i została przemielona w trybach :mrgreen:
Kiedy w końcu udało się jakoś wszystkie trudności pokonać, nastąpiła wspomniana
wiekopomna chwila. W czwartek 4.II o 12.30 silnik odpalił z pierwszych akumulatorów

. I tu kolejny Zonk - bydle tak dymi na biało, że po 30 sekundach pracy na hali (pomimo otwarcia wrót) musieliśmy się ewakuować bo byśmy się podusili. Dodatkowo nic nie było widać, więc uciekaliśmy po omacku... Nie pozostało nic innego, jak wyciągnąć 465 na zewnątrz. Tam silnik popracował z godzinę czasu, złapał trochę temperatury i deko mniej dymił. Natomiast dała znać o sobie instalacja pneumatyczna, która po prostu nie działała, zatem nie można było przedmuchać przewodów sterowniczych przed założeniem zaworów EP. Przyczyną niedziałania było... otwarcie zaworu odoliwiacza, a jako że lok stał w zaspie przed halą, śnieg tłumił skutecznie syk wypływającego powietrza tak, że WCALE nie było słychać, że jest jakaś nieszczelność! Odoliwiacz dawał bowiem w zbitą, półmetrową warstwę białego wydmuchując w nim wielką jamę dzięki której, po schowaniu loka, zorientowaliśmy się co było przyczyna braku sprężonego powietrza.
Na drugi dzień, znów przeprowadziliśmy rozruch silnicy - tym razem już od razu na zewnątrz :grin: . Całe Piaseczno w białym dymie, po prostu zasłona dymna. Tym razem okazało się, że poszczególne elementy pneumatyki jak reduktor ciśnienia, regulator biegu sprężarki i zawór begu luzem wyzionęły ducha. Trzeba będzie w nich podłubać w przyszłym tygodniu.
Co do dymienia, to koleś z firmy która silnik remontowała stwierdził że to normalne i żeby się nie przejmować, tylko loka obciążyć konkretnym składem i wtedy pokatować motor to przestanie smrodzić, bo pod obciążeniem pochodzić on musi i się przepalić. Zatem nie pozostaje nic innego jak dalej to bydle składać usuwając zaniedbania z 30 lat eksploatacji.
Ciąg dalszy nastąpi. Tylko nie wiem kiedy :razz:
P.S.
Silnik pracuje tak równiutko i gładko, że można się rozmarzyć. Ma piękny gang...
