Tak! - jeśli zostanie uniemożliwione swobodne rozszerzanie ruszt polegnie! I o tym teraz będzie wykład.
Rusztowina to taka żeliwna belka. Jako że jest stworzona z normalnego metalu, który gdy się go podgrzewa to się rozszerza, więc zwiększa podczas pracy swą długość. Na ten przykład rusztowiny w palenisku parowozu Px48 mające ok. 60cm podczas pracy paleniska stają się o 3,5mm dłuższe. A tych rusztowin są dwa rzędy, czyli ogólny przyrost długości wynosi 3,5+3,5=7mm i będzie się dział czy tego chcemy, czy nie.
Popatrzmy na rysunek: widać na nim przekrój skrzyni ogniowej którą od dołu zamyka ruszt, zaś pod rusztem jest popielnik. Rusztowiny spoczywają na belkach rusztowych
B.

Rusztowiny mają tak dobraną długość, że między nimi a ścianami jest luz
L wynoszący na zimno około 15mm z każdej strony. Skoro jest luz, to w tą przestrzeń może się dostawać popiół, żużel i inne atrakcje powstające podczas spalania. Zwróćcie uwagę na pewien szczegół – między skrajnymi belkami a ścianami kotła są szczeliny przez które do popielnika może spadać syf
S.
Co jednak się stanie jeśli syf
S nie będzie mógł spadać? Oczywiście wypełni on luz
L. Zauważmy, że gdy kocioł odstawiamy to rusztowiny się kurczą, zatem pomimo wcześniejszego zapełnienia szczeliny syfem
na full znów powstaje przestrzeń w którą smyrając gracą po ruszcie podczas czyszczenia paleniska przed następnym rozpaleniem znów napełniamy szlaką. Następnie podczas palenia rusztowiny się rozszerzają i prasują towar jak tabletkę.
Trzeba też pamiętać o tym że to przy rozpalaniu, gdy ruszt nie jest pokryty warstwą izolującego żużla, następuje najmocniejsze nagrzanie żeliwa aż do wiśniowej temperatury która z czasem (i tworzeniem się poduszki żużlowej) zanika.
Nie trudno sobie wyobrazić że po 2-3 takich akcjach sprasowany popiół jest twardy jak kamień i uniemożliwia rozszerzenie się żeliwa, które jednak nie bierze takiej opcji pod uwagę, stąd w pewnym momencie ruszt „wstaje” wystrzeliwując rusztowiny ku górze w strefę żaru który je topi.
Jeśli zaś jakimś cudem niektóre rusztowiny nie wstaną to po nagrzaniu zmiękną i zrobią się z nich takie zwichrowane węgorze widoczne na zdjęciach z poprzednich postów.
Jaki z tego morał? Chcąc uniknąć awarii należy dbać aby zza belek rusztowych syf mógł spadać do popielnika, dlatego niezbędne jest okresowe (co 5…10 rozpaleń) wyjęcie rusztu i fizyczne przekonanie się czy czasem jakaś bryłka czegoś nie zatkała spustu.
To był pierwszy, najczęstszy powód tragedii, a jaka jeszcze może być przyczyna spalenia rusztu? Może się jeszcze zdarzyć taka akcja że popielnik zapełni się płonącym koksem. Ma to miejsce jeśli szczeliny między rusztowinami są za duże zaś my, przekonani o tym ze im więcej się w piecu miesza, tym lepiej się będzie paliło grzebiemy w nim co raz gracą. Wtedy do popielnika spada tzw. przesyp stanowiący rozpalony wysokokaloryczny koks który rozdmuchiwany przez silne strugi płynącego przez wloty powietrza grzeje ruszt od dołu i powiem szczerze – nawet zakrapianie niewiele daje bo towar wciąż na nowo się zapala.
Rozumiecie: od góry rusztowiny praży płonący węgiel (bo mieszając nie dopuszczamy do utworzenia izolującej warstwy żużla) a dodatkowo od dołu… W takim przypadku cały ruszt potrafi „spłynąć” do popielnika.
Przykład takiego hajcowania się popielnika przez mgnienie oka widać na
filmiku – gdy parowóz przejeżdża nad kamerą można w 34 sekundzie zauważyć przez kratę iskrochronną rozjarzone wnętrze popielnika i żarzącą się od spodu zasuwę spustową.
No i tyle słów ewangelicznych na dzisiejszą uroczystość. Juras - spawaj następne pytanie!