(Uwaga - nic nie wnoszący sobą post)
Cóż, jak to mówią - o gustach się nie dyskutuje, będę się starał zatem o przedstawienie własnych przemyśleń po niedzielnej wizycie w Jędrzejowie. Wizycie, którą celowo zaplanowałem po zakończeniu wszelkich prac, aby nie wyglądało to na przeszpiegi i krytykanctwo. Teraz nie wiem czy był to dobry pomysł...
Do Jędrzejowa udaliśmy się tym razem na kolejowo, podziwiając malowniczy szlak z okien (na szczęście otwieranych) niezastampialnego EN57-1074, pojawiającego się czasem nawet w ekskluzywnych składach InterRegio. Do stacji Jędrzejów dojechaliśmy planowo, po ponad półtoragodzinnej podróży, uzyskując na odcinku Klimontów - Sędziszów całe 101 km/godz. (w okolicach Gniewięcina)!!!. Jak na ostatnie osiągi na południowej DOKP to po prostu szok. Przed dworcem PKP w miejscu dawnego PKSu (który to nawet przetrzymała kolejka wąskotorowa

) wznosi się dumnie symbol miejskiego postępu i ducha współczesnych czasów - nowa "Biedronka". Nie zadbano oczywiście o utrzymanie jakiegokolwiek pieszego ciągu prowadzącego do dworca. Do wyboru mamy: iść ulicą, albo pokonać dwa zieleńce i parking przy wspomnianej "Biedronce". Jako, że zieleńce dopiero w przyszłości mają być zieleńcami zwiększyliśmy masę naszego, szczęściem nie-niedzielnego obuwia, co najmniej dwukrotnie.
Do stacji Jędrzejów Wąski dostaliśmy się sobie znanymi ścieżkami od strony ulicy Przypkowskiego i pierwszego, a jednocześnie jedynego skrzyżowania ze światłami w mieście (drugie powstało ostatnio w miasteczku ruchu drogowego, ale nie wliczam w rejestr). Dla przeciętnego Kowals... a przepraszam Nowaka, pozbawionego najnowszych opracowań kartograficznych, szóstego zmysłu (wg J.Lloyd, J. Mitchinson byłby to dziesiąty zmysł) czy sprytu połączonego z bezczelnością (włażenie na czyjeś podwórka), wyczyn taki jest nadal awykonalny. Stacja broni się sama! Rzędami płotów, zasieków, labiryntem fos i trzęsawisk - pokonanie których wynagrodzi nam możliwość zachłyśnięcia się widokiem niezakłóconego piękna, świeżości, czystości i... nowości (przypomina mi się pytanie zadane kiedyś przez córki kolegi: "Tato, czemu tu jest tak staro?"). Widok ten oczywiście z wiosną się zmieni, kiedy zazieleni się trawka, zakwitną mlecze, póki co przypomina rajską wyspę pośrodku brunatno - czarnego oceanu. Na pierwszy rzut oka stacja prezentuje się cytując kolegę Bogdana "dużo lepiej". Niestety w przypadku stacji Jędrzejów Wąski, aby wyglądała ona dużo lepiej, nie potrzeba zbyt wiele

Od razu zaznaczę, że może z przyzwyczajenia, może z opatrzenia - w głębi duszy jestem zwolennikiem pozostawienia starej bryły. Moim zdaniem robienie na siłę z czegoś niehistorycznego, coś co ma wyglądać niby-historycznie jest dla mnie nieporozumieniem. Zwłaszcza jeśli założenie zakłada pojechanie po najniższych kosztach i najmniejszej linii oporu. Efekt - wykonano coś, co parafrazując reklamę - z wierzchu podobne jest zupełnie do niczego. Stojąc chwilę na "peronie" i przyglądając się przez dłuższy czas, wzbiera w człowieku niesmak idący nawet nieco dalej...
Szkoda, że nie wykorzystano i nie utrwalono motywów architektonicznych choćby z nieistniejącego już budynku stacji Jasionna, czy też istniejącego jeszcze w Hajdaszku. Szkoda, że w dachu nie znaleziono miejsca na choćby dwa wole oka, upodabniając go do istniejącego budynku nowszej, murowanej stacji miechowskiej. Może stacje JKD nie były najurokliwsze, stawiane w większości jako budynki tymczasowe, ale nawet w tej miejscami wojennej tymczasowości czy kryzysu, wykonawca starał się zawrzeć jakiś element piękna, dekoracji. Czy to był motyw solarny znany ze stacji PKD, czy zwykły płotek w szczytach jak w Jasionnej, lukarna wykrojona w dachu, mały ganek wsparty na drewnianych filarach jak w Hajdaszku (wiem, tu nie ma na to miejsca). Cóż zrobić - ktoś miał taką wizję, kto inny to zatwierdził, wykonał i jest jak jest. Mimo, że widziałbym to inaczej - ważne jest, jak zauważył Bogdan, że stacja nadal spełnia swą funkcję. Jest czysto, schludnie, kolorystyka jak najbardziej do przyjęcia. A, że mogłoby być lepiej... mieliśmy być drugą Japonią.
Temat otoczenia stacji pozostawiam samemu sobie - wylano już tyle łez, przedstawiono tyle słusznych uwag na temat chodnika zwanego peronem, które i tak na nikim nie zrobiły i nie zrobią najmniejszego wrażenia, że szkoda przedstawiać kolejne. Czas wszystko zweryfikuje - zobaczymy jak wszystko będzie wyglądało, za rok, dwa. Coś się zmieniło, niekoniecznie na lepsze, ale się zmieniło i to ważne. Pojawiła się jakaś dynamika, rozpęd, zapał, "dzieje się na kolejce", a potem... najwyżej się poprawi. Może wyjdzie z tego coś dobrego, prowokując kolejne jeszcze bardziej trafione inwestycje. Lepsze to niż siedzenie na czterech literach i snucie oderwanych od rzeczywistości wizji. A, że najbliższy peron w miarę z prawdziwego zdarzenia znajduje się w... Wygodzie, zaś ten w Jędrzejowie jest peronem "na miarę naszych możliwości". Cóż, póki co uniemożliwia on tylko dyskretne poprowadzenie zasilania do bufetu, zaopatrzenie powyższego, czy też uproszczenie nawadniania składu. Wysokość jego krawędzi zapewni te same doznania co wsiadanie z gruntu. Okrąglutkie kamyczki wypełniające przestrzeń między szynami skutecznie umilą operowanie rozjazdami, a deseczki w przejściach po kilku deszczach zapewnią przechodzącym niezapomniane emocje. Jak widać ciężko się powstrzymać od łez

Ale mogło być gorzej! Cóż - jak się nie podoba, to... zawsze można udać się na przejażdżkę rowerową ścieżką grozy :O
Pozdrawiam
Maciek
PS
Serdeczne podziękowania dla organizatorów i sponsorów niedzielnego spływu drezynowego!